czwartek, 28 czerwca 2012

Odsłona 44: Popielniczka

Koszyk lekki:

The Cars - I'm Not the One


Pan Samochodzik, czyli Ric Ocasek był na pewnym etapie mojego życia jedną z największych radości mojego życia. Łatwość tworzenia wspaniałych, chwytliwych przebojów była wręcz niespotykana. Każda piosenka był tak bardzo atrakcyjna, tak świetna, że aż wariowałem z zachwytu. W dodatku Ric potrafił nie tylko tworzyć niezwykłe melodie, ale był profesorem w dziedzinie produkowania kompozycji, każda piosenka The Cars była dopieszczona, by nie powiedzieć „wypasiona” . Z resztą był on wziętym producentem z bardzo charakterystycznym typem optymalizowania piosenek. Jego referencje są bardzo silne: Weezer, Bad Brains, Bad Religion, Nada Surf, No Doubt, Guided by Voices, Bran Van 3000, Suicide. Czyli, co ciekawe, sporo formacji z koszyka ciężkiego. Co świadczyło o jego potężnej wyobraźni. The Cars zaczynali w roku 1973, czyli dosyć dawno temu, od niełatwej muzyki, mieszanki nowej fali i popu. Nie miało to wszystko jeszcze znamion aż tak dużej przebojowości. Klasyczne Moving In Stereo bliższe jest dokonaniom Joy Division, niż kapelom z list przebojów. Oczywiście pierwsze płyty przyniosły świetną muzykę i spore przeboje. Przełom nastąpił po podbiciu przez listy przebojów kawałka Drive. Wtedy cały świat się zmotoryzował. Co drugi nucił Tonight She Comes, na każdej randce grało Drive, skakało się przy Shake It Up. The Cars – Niesamowicie pokolorowali moje szare dzieciństwo, nie byłem w stanie być przy nich w złym humorze. Dzięki Ric za te fajne chwile. 





Koszyk ciężki:

Melvins - Queen


Był okres, że okrzyknięto ich nowym Black Sabbath i nie było w tym specjalnej przesady. Ciężar gatunkowy był naprawdę solidny, warsztat i emocje niczym żywcem wzięte z Master of Reality. Gdy formacja powstawała na początku lat 80 tych, mało kogo interesowała ta mieszanka punku, metalu, awangardy i wszystkiego co najcięższe w muzyce mogło się znaleźć. Ale było kilku, którzy się przysłuchali, między innymi Kurt Cobain i cała grunge’owa załoga. Bardzo inspirująca kapela, która kompletnie nie szanowała konwenansów i schematów, olewała sztampowe podejście do tworzenia piosenek. Bywało, że ocierali się o stylistykę VoiVod (Honey Bucket), albo o stylistykę Pantery (Lost), w Shevil bawią się w psychodeliczny sludge, w A History of Bad Men wzięli na tapetę Nowojorskie klimaty hardcore’owe typu Cro-Mags, Boris to z kolei czysty Stoner Rock, It's Shoved ma sporo z Helmeta . Niestety to bardzo ciężka i trudna muzyka, na którą trzeba mieć dzień. Ich przesympatyczne okładki nie zwiastują ciężaru gatunkowego, jakieś pieski, owoce, łabędzie – a w środku brud, zło i nieczystości. Katarzis- ostrzegam ale i zachęcam – bo wiem, że są tacy masochiści jak ja. 





Koszyk Średni:

The din pedals – Ashtray

Kompletnie niezauważony zespół, który bardzo zgrabnie lawirował między wieloma stylistykami, doskonale czuł się w gitarowych klimatach amerykańskiego gitarowego grania ale nie dało się ich muzyki tak łatwo zakwalifikować, bo ich środki aranżacyjne były dość niejednoznaczne. Niektóre przypominały schematy typowe dla U2 (Waterfall), Porn Star ma coś z Balladowego Smashing Pumpkins, Hands For Rosie's show przypomina Radiohead, Rewelacyjny Alien niesie echa stylistyki Elbow. Not Much For Saturdays to znowu oczko w stronę britpopu w stylu Marion. No i ten największy hit. Ashtray. Płyta zespołu, który mógł rozwinąć skrzydła, bo miał ogromny potencjał, ale nie zdążył tych skrzydeł rozwinąć. Płyta przepadła. Ta książka zbyt szybko się zamknęła. Nie wiem dlaczego. Takie życie. 





Laurka:
Bletzung - Don't turn away

Fajny hicior!
MP3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz