czwartek, 29 listopada 2012

Odsłona 49: Jedzenie szkła

Koszyk Ciężki:
The Dillinger Escape Plan - Unretrofied

Niesamowity kawałek, który tak naprawdę został przez fanów potraktowany z niechęcią. Bo zbyt przebojowy, bo zbyt lekki, bo flaki nie latają po ścianie. Sporo w tej muzyce wpływów takich tuzów jak Faith no More, sporo melodii, znakomitego budowania napięcia i sugestywnego klimatu. Bo pod koniec z pozornie błahej piosenki robi się z tego niezła zawierucha. Końcówka to już to, co typowego dla The Dillinger Escape Plan, czyli chory noisowy zgiełk. Ale kończy się znowu spokojnie. Oczywiście ta piosenka może wprowadzić w błąd, bo ekipa z New Jersey gra ekstremalnie ciężką muzykę z pogranicza metalcore’a i mathrocka, noise’a. Ciężkie granie, nie dla każdego, choć Unretrofied może spodobać się każdemu. Tak czy siak, bardzo istotna formacja w ciężkiej, nowoczesnej odmianie metalu.


Koszyk średni:
Bloc party - Like Eating Glass


Był taki okres, że łaknąłem takiej muzyki, debiut Bloc party spadł na mnie jak deszcz w suszy, oniemiałem. Zatkało mnie. Świetnie rytmicznie rozwiązana muzyka, pełna niesamowitej energii, inwencji, bogata w świetne melodie, nieprawdopodobnie udana pod względem aranżacyjnym. Silent Alarm była jak fatamorgana. Ciekawym aspektem był czarnoskóry frontman , który doskonale czuł się w teoretycznie białej stylistyce. Czuć było trochę stylistyki tanecznego rocka (który notabene wtedy się rodził) ale było sporo odniesień do punkowej zadziorności i eksperymentu spod znaku TV on the radio. Na swojej ścieżce kariery Bloc Party miewali kryzysy, ale ostatni album przekonuje mnie, że mamy do czynienia z jedną z najlepszych kapel ostatnich lat.




Koszyk lekki:
David Bowie - Real Cool World


David Bowie jest postacią z innej planety. Jego muzyka nawet, gdy była bardziej nośna i komercyjna odkrywała niezwykłe oblicze tego artysty. Jego klasa zawstydzała największych tego świata, choćby dlatego, że jego płyty, były artystyczną wypowiedzią, śmiałym manifestem, bądź po prostu genialnym krążkiem. Nie zapomnimy, gdy zaczynał dawno temu od bardzo ambitnego grania, określanego wtedymianem glam rocka w garniturze. Pomimo ewidentnego balansowania na granicy kiczu i artystycznej prawdy, zawsze był godnym zaufania. Może dlatego, że jego Ziggy to był w gruncie rzeczy nieco zagubiony everymanem. Nie zapomnimy także popowego okresu, gdzie jego twórczość, choć chwytliwa, była tak niecodziennie elegancka, że właściwie należało by słuchać na baczność. Bo przecież nikt już nie nagra kolejnego Let's Dance, nikt już nie zanuci czegoś lepszego niż ponadczasowe China Girl, nie zanudzi kompletnie wspaniałym Blue Jean, uraduje cudownym Modern Love, zauroczy w This is not America. Nie zapomnimy jego słabości do eksperymentów i odwagi startowania w świecie rocka industrialnego (Little Wonder) czy ewidentnie pogiętej psychodelii (Afraid of American). Artysta, którego szanuję, jak mało kogo w tym świecie. Wspaniały, odważny i nietuzinkowy muzyk – artysta przez duże A.




Laurka:
Broken Bells - The Ghost Inside

http://vimeo.com/12239340