środa, 27 lipca 2011

18 odsłona - Skarb

18 odsłona - skarb

Koszyk ciężki:

Kid Rock – Bawitdaba

Kid rock kojarzy się właściwie z muzycznymi pierdołami, taki amorficzny bzdet dla nikogo. Trochę porapują o imprezach, panienkach i w zasadzie czasem chce się krzyknąć – litości. A przecież wcale tak nie musiało być, bo przecież debiut tej formacji był wyjątkowo obiecujący, nie brakowało naprawdę niezwykłych brzmień, ta mieszanka brzmiała wyjątkowo frapująco i zamiast do kibla ganiała do pogo. Miała swój ciężar gatunkowy, była bardzo bezpretensjonalna i radosna, choć były na niej słabsze momenty. Służyła zabawie, ale brzmiała wyjątkowo świeżo i profesjonalnie . A Bawitdaba to arcydzieło. Rozkręca się niesamowicie, zniewala mocą i siłą. Jest kapitalna i porywająca. Te rapowanki są kapitalne. Dziś to już farsa. A szkoda.





Koszyk średni:

Guillemots - Kriss Kross

Miałem dylemat, która piosenka jest tą ulubioną. Chyba to jednak Kriss Kross – piosenka ma w sobie ogień i niespotykaną dramaturgię, a z drugiej strony miesza się ona z kojącym dźwiękiem, spokojem, piękną melodią nasączoną tęsknotą i melancholią. W jednym czterominutowym utworze dzieje się tyle, że można by obdzielić jeszcze z 3 kawałki. Dwa oblicza na końcu zlewają się w przepiękny, romantyczny pejzaż muzyczny, by na końcu uderzyć ostatecznie. No właśnie, dramaturgia i melodie, to są to co najmocniejsze strony Fyfe’a Dangerfielda. Linie melodyczne nie do podrobienia, bardzo charakterystyczne. Pop-rock najwyższej próby.





Koszyk lekki:

Annie Lenox- Precious

Annie występowała w Eurythmics jako wokalistka. Jej głos to dobro narodowe Szkocji, jej struny głosowe będą pośmiertnie zabalsamowane i będzie je można podziwiać w mauzoleum. Bo to autentyczna perła. Ponieważ los wskaże jeszcze w naszym zestawieniu Eurythmics, więc skupię się na solowej karierze. A ta była różna. Prawdziwym opus magnum była niewątpliwie płyta Diva. Płyta pełna, idealna, cudowna, przebojowa, pięknie zaśpiewana, pięknie zaaranżowana, pozbawiona słabych momentów. Ambitny pop, który po prostu zniewala liryzmem (Stay By Me), a który ma w sobie sporo radości (Walking on Broken Glass). Jest też cos z klimatu macierzystej formacji (Little Bird). No i jest Precious, jeden z utworów mojego życia, bez wątpienia. Majestatyczny, nieco podkręcony rytmicznie, zaśpiewany pięknie jak nigdy. Pop doskonały. Potem jej kariera nie miała już takiego blasku, ale zawsze była to taka diva muzyki pop. Dostojna i wyrazista.

Teledysk (wersja singlowa)





wersja nieokrojona - płytowa





Laurka:

Odds - Someone Who's Cool



środa, 20 lipca 2011

19 odsłona – wymieszaj cukier

Koszyk ciężki:

Foo fighters - my Hero

Nikt w najbardziej wyuzdanych snach nie spodziewał się, że foo fighters będą w stanie osiągnąć podobny poziom artystyczny, a przecież zdaniem wielu, nie bez kozery, przewyższa artystycznie Nirvanę. Dave Grohl zaskoczył wszystkich, chyba nawet sam siebie. Bo w 2011 roku wydał płytę na przekór całemu światu, pełną punkowej mocy, gdzie gitara wraca do łask i ma ona smak. Wielokrotnie udowadniał, że nie jest cieniem Kurta. Powodów jest kilkanaście, jednym z nich jest fakt, że to zupełnie inna muzyka. Bardziej osadzona w klasycznym gitarowym brzmieniu. Nie mam wątpliwości, że to muzyka rockowa w najlepszym tego słowa znaczeniu. Nie ma tu ni krztyny pozerstwa i kiepskiej jakości. Każda płyta kipi energią i autentycznością. Mieli moment słabości, ale błyskawicznie zweryfikowali tę postawę, udowodnili cudownymi piosenkami, że są wiarygodną załogą jak The Pretender, mającym w sobie coś z rock’n’rollowego luzu, jak post-beatlesowskim This Is A Call, czy punkową mocą w I'll Stick Around, czy popową lekkością w Learn To Fly, czy stoner rockowym ciężarem w Stacked Actors, lirycznym niemalże For All The Cows, rockowym, soczystym Rope. I oczywiście wciąż moim ulubionym My Hero. Mam wspomnienia, oj mam!!! No i ten teledysk. Mniam, rozkosz muzyczna.





Koszyk średni:

The Summer Obsession - Melt The Sugar

Melt the sugar to teoretycznie nic wielkiego. Prosta, pop-rockowa piosenka o różnych ludzkich sprawach. Świetny hit, który nuciłem często na pewnym etapie mojego życia, piękna piosenka, od której nie mogłem się uwolnić. Bo jest w niej wszystko za co kocham muzykę. Jest piękna melodia, sympatyczna aranżacja, po prostu fajna piosenka mająca coś w sobie z klimatu angels & and airwaves. Kapitalny hicior. 





koszyk lekki:

Alison Moyet - It Won't Be Long

Alison współtworzyła sympatyczną formację w latach 80-tych – Yazoo, ale solowo uwolniła się z więzów elektropopu i tworzyła bardzo wysmakowany i ambitny pop. Nie da się ukryć, że ta niewiasta miała do zaproponowania coś więcej niż tylko fajne melodie, bo głos do tej pory robi na mnie spore wrażenie. Głęboki, mocny, piękny. Alison wielokrotnie, nawet zabierając się za przystępne piosenki brzmiała przekonywująco. Dziś wszyscy zachwycają się Adelle. Myslę, że podobieństwo tych wokalistek jest spore. Mając na uwadze, że Adelka jeszcze musi się sporo nauczyć i nabyć doświadczenia. Nie mam wątpliwości, że Alison czy z zespołem, czy solowo, jest sporą indywidualnością.





Laurka:

Dead or Alive - You Spin Me Right Round (Like A Record Baby)

W latach 80 sporą popularność zyskała formacja Dead or Alive, spora była w tym zasługa dziwacznego wyglądu frontmana , dziwna fryzura, dziwne teledyski. Można było odnieść wrażenie, że to wszystko było trochę skrojone na listy przebojów, że miało być chwytliwe i łatwe. Otóż, to powierzchowne wrażenie, bo to kapitalna muzyka. Ale nie ma wątpliwości, że Dead or Alive artystycznie i wykonawczo stali daleko za wielkimi formacjami pokrewnymi stylistycznie, takimi jak Duran duran. Ale You Spin Me Right Round był ogromnym hitem na mojej liście w tym okresie. Poza tym to Dead or Alive wprowadzili do muzyki coś takiego jak remix, który okazał się ogromną innowacją.



piątek, 15 lipca 2011

Odsłona 17: Oko zła

Koszyk Lekki:

Duran Duran - Come Undone

Duran Duran – ostatnia odsłona przedstawiała w koszyku ciężkim Henry'ego Rollinsa i jego buldożera, otóż ten człowiek mówi tak: Tak, kupiłem singla Duran Duran w 1983 roku i tego samego dnia kupiłem jeszcze singla Culture Club. Dalej pisze o kilku innych płytach i nie ukrywa swojej fascynacji takimi klimatami. Początki tej formacji zapowiadały, że mamy do czynienia z wybitnym zespołem, wyróżniał się on bowiem skłonnością do grania utworów dość solidnie osadzonych w tradycji rockowej, brzmiało to wyjątkowo atrakcyjnie i świeżo i korespondowało silnie z modną sceną New romantic. Potem bywało różnie, czasem żenująco niestety. Oczywiście były momenty, takimi momentami są chociażby obecne, gdy panowie zachwycali mnie wspaniałymi przebojami, a były chwile wręcz wstydliwe. Na szczęście panowie stworzyli dużo pięknych piosenek i jak zwykle w takich wypadkach nie do końca wiem, którym utwór jest tym moim naj naj. Bo czy wziąć mocne Careless Memories, czy przepiękne Save A Prayer, czy noworomantyczne Planet Earth, czy też nerwowe A View To A Kill, czy nawet zaskakująco świeże Girl Panic! z tego roku, a może dyskotekowe Violence Of Summer. Zaskoczę Was, nie pierwszy raz i pewnie nie ostatni. Ponieważ wybrałem znowu balladę, Come Undone ze stosunkowo świeżego albumu „weselnego”. Ballada ta nie wszystkim się podoba, bo jest w gruncie rzeczy miękka i lekka. Ale pamiętam jak dziś jak strasznie odpłynąłem na jej punkcie, tym bardziej, że ballady to nie była specjalność tej formacji. Ale naprawdę to był trudny wybór i być może jutro wybrał bym inny utwór. 





Koszyk ciezki:

Fu manchu - Evil eye

Stoner rock w stanach cieszył się zawsze o wiele większą popularnościa niż w Europie, nie bardzo wiem dlaczego, bo w gruncie rzeczy to bardzo fajne gitarowe łojenie. Ale wytłumaczenie jest chyba prostsze niż sądziłem. To po prostu mało przebojowa muzyka, mało melodyjna, często bardzo psychodeliczna, odjechana i cięzka, brudna, pustynna. Wymagająca sporo cierpliwości od słuchacza. Próby uczłowieczenia tego nurtu z reguły kończyły się sukcesem, Queens Of The Stone Age, Clutch, Orange Goblin, Eagles of Death Metal, nawet ostatnio Arctic Monkeys. Ale mało kto brał się za granie melodyjne. Dlatego ta muzyka pozostanie niszowa. Fu manchu potrafią i jedno i drugie. Są buldozery takie jak hell on Wheel, są mocno osadzone w tradycji kawałki w stylu Hung Out To Dry, punkowe niemalże I Can't Hear You, ale na szczęście są też rasowe hiciory takie jak Squash That Fly cz kompletnie obłędne Evil eye, jak dla mnie absolutnie rewelacyjny kawałek. Pustynny przebój. 





Koszyk średni:

Pay the girl – Freeze
Jak zawsze ciężko pisze się o formacji, która przeleciała niczym meteor i znikła, nagrywając jeden porządny utwór, oczywiście, znajdą się tacy, którzy Freeze tez uznają za słaby utwór, ale ja słuchałem go kiedyś na okrągło. Melodia jest tak kapitalna, że nie mogłem się oderwać. I podtrzymuję to. To przepiękna, rockowa ballada. Budzi różne skojarzenia muzyczne i nie zawsze te najlepsze, bo to nie jest muzyka odkrywająca nowe lądy. Ale to był słodki hit, jeden z hitów mojego życia. Wrzućcie na małżowiny i dajcie się ponieść. Warto. 





Laurka:

The Rakes - We Danced Together


wtorek, 12 lipca 2011

16 odsłona - 22 czerwiec - Kwiaty w oknie

Koszyk lekki
Red Box – Chenko

Red box to właściwie zjawisko. Co ciekawe sporą popularność zyskało w Polsce za sprawą popularyzacji przez Trójkę. Szkoda, że to radio nie spopularyzowało mnóstwo innych niemniej wartościowych w tym czasie wykonawców, ale z drugiej strony pamiętam jak ogromne kłopoty sprawiały „Niedźwiedziowi” ściąganie płyt, jak on to nazywał – długogrających. Każda jego wizyta w Londynie to było potężne wydarzenie. Dziś w dobie Internetu to się nie mieści w głowach. Do rzeczy. Red Box zrobili coś zupełnie niepowtarzalnego, coś unikatowego na wskroś. Nie tylko dotyczy to tego arcy-utworu, tego arcydzieła muzyki pop, ale o inne niesamowite utwory, szalony Train, przebojowe For America, kapitalne Heart of the Sun, które po dziś dzień brzmi świeżo i porywająco, bajeczne Hungry itd. Oczywiście formacja nie uniknęła mielizn, ale w ogólnym rozrachunku bilans tej zapomnianej na świecie grupy jest zamknięty ogromnym plusem.

Oryginalny teledysk:





lub wersja do odsłuchu





Koszyk ciężki:

Rollins Band – Liar

Wokalista, poeta, pisarz, aktor, wydawca, twórca rozmaitych opowiadań i anegdot, człowiek starający połączyć rozwój duchowy (czytanie, pisanie książek) z fizycznym (codzienne treningi), nie pije, nie pali. To nie mowa o duchownym czy o mnichu. To jeden z protoplastów hardcore’a. Henry Rollins. Nie ma w tych grama przesady, to człowiek renesansu, który jest mocno zaangażowany również politycznie. Zostawmy Rollinsa, skupmy się na muzyce. A tu jest ostra i ciężka jazda, gdzie nie brakuje odniesień do hardcore’a, punk rocka, czasem i heavy metalu i hard rocka. Utwór Liar to apogeum Rollins Band, lekko funkujące canto nie zapowiada niesamowitej nawałnicy jaka przetacza się przez ten utwór, Rollins właściwie nie śpiewa, ale melorecytuje, ryczy, szepcze, wrzeszczy, nawet śmieje się. Moc i genialny tekst, bardzo dobry teledysk, wymowny, kapitalna praca instrumentarium i niesamowite budowanie napięcia. Siła tego kawałka poraża do cna. Paraliżuje. Absolutne arcydzieło hardcore’a.





Koszyk średni:

Travis - Flowers In The Window

Mało jest kapel, które miały tak dużą łatwość komponowania pięknych melodii, a tej formacji udawało się to aż za często. Flowers In The Window jest tak genialny, że nie mogę się uwolnić od ej piosenki po dziś dzień. Jest przepiękna. Lekka, ale nie przesłodzona. Spokojna, ale nie mdła. Radosna, ale i pełna refleksji. Nie nudzi się nigdy, a jeszcze ten fantastyczny teledysk. Jeden z najfajniejszych pop-rockowych kawałków, jakie się pojawiły w moich małżowinach usznych. 





Laurka:

Formacja Niezywych Schabuff - Żółty rower

http://www.youtube.com/watch?v=wM0fa8fIsow

czwartek, 7 lipca 2011

15 odsłona - 15 czerwiec - świt

Koszyk średni

The The – Slow Emotion replay

To był wielki przebój, utwór w Polsce zupełnie niezauważony, przeoczony. To piosenka pełna bólu i smutku, ale zagrana z niespotykaną na co dzień pasją i uczuciem. Matt Johnson wielokrotnie udowadniał swoją klasę, będąc zawsze skromnym i dość trudnym, w gruncie rzeczy, człowiekiem. Płyta the dusk, z której pochodził ten utwór była kolejną znakomitą płytą. Mocno zaangażował się w jej produkcję Johnny Marr i to słychać. Utwór, tak jak cała płyta przebojowy i porywający, ujmujący piękna partią harmonijki ustnej, kapitalnie pulsującą linią wybijaną przez basową gitarę i ten niepowtarzalny pełen emocji głos, piękna melodia, piękny tekst, jakich w twórczości tej ignorowanej przez polskie media wspaniałej formacji.





Koszyk ciężki:

Static-x – Push it

To podmuch mocy, kawałek zmiata z powierzchni ziemi, nie pozostawia żadnej cząstki. Nie ukrywam, że okres pojawienia się tej piosenki na listach był najlepszy z możliwych, ponieważ czułem silną fascynację taką muzyką. Okres przecież całkiem niezły. Muzyka tej formacji to odmiana nu-metalu i trash metalu okraszona lekko industrialnymi brzmieniami spod znaku White Zombie, potem formacja zaczęła grzęznąć w przystępniejsze oblicze rocka industrialnego a potem ugrzęzła zupełnie w marazmie, miewając czasem przebłyski dobrej formy. Push it ma tyle mocy, że aż prąd przepływa po plecach.





Koszyk lekki:

Madonna - This Used To Be My Playground

Nie da się nie znać Madonny, bo to ona jest niekwestionowaną królową muzyki pop. Ostatnio słyszę co rusz o róznych nowych koronowanych, najgłośniej o Lady Gaga, u nas w Polsce jest to Doda, strach wymieniać włoski odpowiednik. Chyba te wokalistki zdają sobie sprawę, że na to miano trzeba sobie zasłużyć, nie tylko fajerwerkami na koncertach, ale przede wszystkim latami na scenie, ilością ponadczasowych przebojów, może też umiejętnością znalezienia się w określonym czasie z zachowanie twarzy. Tę umiejętność Madonna posiadała przez ponad 15 lat nie schodząc poniżej wysokiego poziomu. Od okresu Music zaczęła się ostra równia pochyła. Ważne w jej muzyce jest to, że mimo, że to pop-music – jest ona bardzo charakterystyczna, a każda płyta jest niezbitym dowodem na ciągły rozwój, wynikajacy także z osobistych perypetii. Każdy pamięta bajecznie piękne, z dziecięcym teledyskiem Dear Jessie, przebojowe, przesycone hiszpańskim klimatem La Isla Bonita, kapitalne, przepełnione erotyzmem, ba, niemalże pornografią, Erotica, Kapitalnie wyprodukowane i skrojone przestrzennie Frozen, naiwne na wskoś Material Girl, delikatny jak piórko Secret i mnóstwo innych. Przebój gonił przebój. Nawet najwięksi przeciwnicy pop-music nie mają wątpliwości – geniusz w swej klasie. Ja bardzo cenię sobie płytę Erotica ale wybranie jednego największego, mojego ulubionego łatwe nie jest. Wybiorę zatem utwór z okresu, gdy Madonna była nieco znudzona kontrowersyjną postawą i nagrała liryczne, kojące i piękne dzieło Bedtime Stories i utwór This Used To Be My Playground, który na tej płycie się nie znalazł tylko na jakimś soundtracku. Madonna do smakowania.





Laurka:

The Kooks - Naive



wtorek, 5 lipca 2011

14 odsłona - 8 czerwiec - szmata do szmaty

koszyk ciężki:


Queens Of The Stone Age - If Only

Josh Homme to jedna z najbardziej inspirujących postaci w muzyce. To dzięki niemu stoner rock wyszedł poza strzechy, to on nadał jako jeden z nielicznych w muzyce przełomu wieku niepowtarzalne brzmienie i klimat swojej muzyce, tak mocno, że praktycznie każdy jego ruch gitarą jest rozpoznawalny i jedyny w swoim rodzaju. To on współtworzył jedno z najbardziej niezwykłych zjawisk w muzyce rockowej – Kyuss. To on inspirował tak silnie inne formacje jak np. Arctic monkeys, która z przeciętnej rock’n’rollowej kapelki zamieniła się w rasową rockową załogę. To on nigdy nie schodzi poniżej pewnego poziomu, a nawet jego poboczne projekty jak Eagles of Death Metal, Them Crooked Vultures, Desert Sessions brzmią fascynująco i świeżo.  Choć przecież każde jest zupełnie inne, Eagles – radosne rock’n’rollowe, to drugie bliskie klasycznej muzyki rockowej, Desert Sessions – to niemalże pustynny jazz, improwizacje na środku pustyni. Dziś każdy chce grać z nim i podziwiać jego muzyczne ego. Jego wszechstronność, łatwość komponowania świetnych melodii, kreowania karkołomnych solówek, tworzenia rockowych przebojów, kilkugodzinnych jamów z muzykami z innych światów muzycznych. Jest sobą i nigdy nie przestał nim być i jak słucham np. Make It Wit Chu z ostatniej płyty to jestem pewien, że będzie mnie jeszcze wiele razy zachwycał, bo jego wszechstronność nie pozwala mu zamknąć się w 4 ścianach muzycznych. Wielki szacun.

koszyk lekki:

Gus Gus – Ladyshave

Islandia to kraj, w którym nie brakuje niezwykłych wykonawców, z różnych muzycznych światów. Gus Gus to jeden z najbardziej niezwykłych.  Na początkach kariery był to zespół stworzony przez dziewięć osób, różnych osobowości, z których każda dawała coś od siebie. Trzonem ich muzyki był trip-hop, elektronika czasem pop i dance, ale ta muzyka zawsze ze względu na liczne inspiracje unikała łatwym klasyfikacjom, każde jej szufladkowanie było krzywdzące. Pierwsze albumy były wyjątkowo udane i fascynujące. Oczywiście tworzyli też znakomite przeboje i łatwo wpadające w ucho melodie, nawet po przetrzebieniu składu. Mimo, że mariaż z muzyką techno i house uważam za nieudany, było czuć ciągle w tej muzyce coś niepowtarzalnego.



koszyk średni:

Eels – Susan’s house

Bohaterem średniego koszyka jest E. Nie będę ukrywał ani ściemniał – kocham tego faceta. Eels to jedna z moich ulubionych kapel. Kocham Facia za całokształt, za to że jego życiorys tak bardzo przypomina mój, może dlatego, że jego muzyka jest na wskroś autentyczna, że w każdej kompozycji, nawet tej wesołej czuć ból i lęk. Ostatnio Eels wydają płyty za często, zdecydowanie, ale nawet na tych najnowszych można znaleźć jakąś perłę. Natomiast mają za sobą kilka naprawdę wybornych, fantastycznych. Ten głos, to brzmienie, ten luz, ten niepowtarzalny klimacik zadumy i jakiejś wątpliwości. Wskazanie jednej piosenki nie jest łatwe, bo czy wezmę bujający Novocaine For The Soul, czy bajkowy Fresh Feeling, przesympatyczny ale mocno przewrotny Rags To Rags, balladowy It's A Motherfucker – to każdy utwór jest inny, jazzujący Hospital Food, bluesowy Dog Faced Boy, lekki jak piórko Trouble With Dreams, czy rockowy Mental, czy w końcu chore do cna cancer for the cure, czy znane ze Shreka My Beloved Monster czy przekochane Your Lucky Day in Hell i kilkanaście innych. Same perły. Nie wiem co wybrać. Nie da się. Bo cała ta twórczość jest magiczna. Moim zdaniem , nie znać to straszny obciach. Kiedyś któryś pismak bardzo nieładnie napisał, że Gobain popełnił samobójstwo ponieważ nie był w stanie nagrać takiej płyty jak Beautiful Freak, nie podobał mi się ten tekst, ale nie mam wątpliwości, że Kurt nie pogardził by taką płytą. Lekką a pełną emocji.



Laurka:

Thompson Twins - Doctor! Doctor!