wtorek, 13 grudnia 2011

Odsłona 34 - Suwenir

Koszyk Ciężki:

Idiot Pilot - A Day in the Life of a Poolshark

Debiut tej formacji był w moim światku ogromnym wydarzeniem, tak świeżej i porywającej muzyki w tym okresie nikt nie grał. Dosłownie. Dziennikarze nazwali ich nowym Radiohead. I faktycznie słuchając płyty Strange We Should Meet Here można było odnieść takie wrażenie, choć to raczej Radiohead na amfetaminie, chory i wykręcony muzycznie, na pewno ostrzejszy i z naleciałościami hardcore’a, noise’u, jakieś choroby psychicznej. Każda piosenka najeżona jest niezwykle charakterystycznym piętnem aranżacyjnym, każda obowiązkowo zakręcona. Są oczywiście piosenki wybitne, bardzo przypominające to co się działo na Kid A (A Light At The End Of The Tunel), są niesamowite czady (Spark Plug), jest wielki przebój To Buy A Gun, jest kapitalny Hybrid Moments. A Day in the Life of a Poolshark - kwint esencja ich stylu. Cóż, jakie są losy Idiot Pilot? Każdy wie. Przepadli. Jestem z tego powody wściekły, bo debiutancka płyta była naprawdę niesamowitym artystycznym wydarzeniem i nadzieją na lepsze jutro. Może będzie jeszcze ktoś, kto sięgnie po ten krążek. Ja na pewno. Zwróćcie uwagę na teledysk, w którym muzycy biją się i nie jest to raczej subtelna potyczka.





Koszyk Średni:

The Boo Radleys - Ride the Tiger

Kolejna zupełnie niedoceniona formacja, nawet w ich ojczyźnie. To niesamowicie udana muzyka, będąca mieszanką tego, co na Wyspach najlepsze i najbardziej lubiane. Beatlesowska melodyka i harmonie wokalne, beatlesowska psychodelia, sposób grania i podejścia do instrumentarium. To już było – rzeknie maluczki. Oczywiście, ale z tak niepowtarzalnym wdziękiem i niepodrabialnym klimatem nikt nie tworzył. Ich piosenki, nawet te niezwykle przebojowe lubiły wymykać się spod kontroli i zaczynały żyć własnym życiem. Ride the Tiger jest najbardziej typowym ich kawałkiem, ni to gitarowa zabawa, typu Oasis (które powstało znacznie później), niby przypominające trochę Stone Roses bujanie rockowe, zaczyna się w pewnym momencie przeistaczać w kompletne psychodeliczne wariactwo. Takich niesamowitych pereł namnożyli sporo na niesamowitej płycie Giant Steps. No i oni stworzyli najlepszą pobudkę w historii muzyki – czyli Wake up! Niedocenieni, a przecież nikomu w niczym nie ustępowali, cóż – takie życie.





Koszyk lekki:


Orchestral Manoeuvres in the Dark – Souvenir


To niezwykła formacja, niezwykła nie dlatego, że tworzy jakąś wybitną muzykę, ale niezwykła w swej zwykłości. Pamiętam mój pierwszy kontakt z Souvenir i całą płytą Architecture & Moralisty – po prostu padłem na kolana. Trzymałem się za głowę i nie dowierzałem. OMD przeszli wtedy do panteonu współtwórców nurtu New romantic. Ich miejsce jest tam w pełni zasłużone, bo to cudowna, piękna muzyka. Pełna magii i ciepła. Nie mam umiejętności, by w pełni oddać istotę tego piękna. Takie zwyczajne i takie niezwykłe. Orchestral Manoeuvres in the Dark dali się poznać także jako twórcy bardziej konwencjonalnej muzyki, która nie dostarcza już takich uniesień artystycznych, ale ma w sobie sporo wdzięku i właściwie po dziś dzień są w wysokiej formie. New Babies: New Toys właściwie niczym, nie ustępuje klasycznym hitom, a ma w sobie świetny sznyt produkcyjny. Oczywiście, to już nie to co Souvenir, czy Joan Of Arc. Ale cieszy bardzo i bardzo pięknie płynie. Kanon muzyki pop.




http://www.mycharts.pl/forumdisplay.php?fid=111

czwartek, 1 grudnia 2011

Odsłona 33: Tuzin powodów


Koszyk Lekki:

Level 42 - Lessons In Love

Jeden z najpotężniejszych szlagierów mojej wczesnej młodości. Pop idealny. Wszystko tu jest niezwykłe, cudowna melodia, niedzisiejsza lekkość, bezpretensjonalność, przestrzeń, aranżacje. Oczywiście to pop skrojony na listy przebojów, ale ileż w tym elegancji, polotu, piękna, słodyczy. Niespotykany w tamtym czasie kapitalny teledysk. Co ważne, Level 42 okazał się wyrazistą formacją o własnej twarzy, która przez wiele lat dostarczała wiele wspaniałych, niemniej udanych hitów, trzymając wysoki poziom. Co ciekawe mieli ciągoty do funku spod znaku The Steely Dan, do pop-rocka a’la Toto, do soulu. Zawsze trzonem ich muzyki była piękna melodia, rytm i świetna aranżacja, elegancja. Nie potrzebowali uciekać się do wątpliwych artystycznie mariażów z gwiazdkami disco, nie słabili tandetnym rytmem jak niektóre zespoły mają w zwyczaju. Dziś już tak się nie śpiewa, nie gra, nie tworzy. Nie jest się w stanie. 





Koszyk Średni

My life story - 12 reasons why i love Her 

To była niesamowita efemeryda, która przeleciała przez moje małżowiny i zniknęła. Przesympatyzna piosenka, która zawładnęła mną swego czasu mocno. Rozbudowany aranżacyjnie, dostojnie zagrany i pełen rozmachu song o miłości. Ten facet ma niesamowite możliwości wokalne, coś pomiędzy wokalistą Frankie goes to Hollywood a Nikiem Heywardem. Muzycznie to klasyczny britpop coś pomiędzy Super Furry Animals a The Supernaturals. Miałem kasetę kiedyś i katowałem się, gdy humor mi się popsuł. Bo po przesłuchaniu – od razu się poprawiał. Taki hydraulik mojego samopoczucia. 





Koszyk Ciężki

Stone Temple Pilots - Trippin' On A Hole In A Paper Heart

Scott Weiland przeżył sporo, bo niby dlaczego nie mógł? Pokusy czyhające na rock’n’rollowca to naprawdę ciężka walka. Scott jest tak barwną osobowością i tak niesamowitym muzykiem, że nie potrafię mówić o nim inaczej jak tylko w superlatywach. Nie dość, że jego rodzima formacja tworzyła masę niesamowitych piosenek, nie dość, że Scott udzielał się w wielu pobocznych projektach, współtworzył supergrupy, to jeszcze dysponuje niebywałą charyzmą. Jest też człowiekiem, który cierpi, który wpadł w sidła narkotykowego nałogu mający na koncie wielu ludzi, nie tylko artystów. Czym jest Stone Temple Pilots? Na początku wdawało się, że będzie klonem Nirvany, podobne emocje, czas i sposób tworzenia. To był cholernie niesprawiedliwy osąd i krzywdzący. Ale szybko okazało się, że Welland i spółka mają dużo więcej do zaoferowania, potrafią tworzyć piękne ballady, psychodeliczne odjazdy muzyczne, hardrockowe jazdy. Moja ulubiona płyta Tiny Music...Songs From The Vatican Gift Shop – jest właściwie tak narkotyczna, że aż wierzyć się nie chce. Tak cudowna i tak świeża. A Trippin' On A Hole – to jeden z ostatnich kawałków, w których solo gitarowe ma sens. 



sobota, 26 listopada 2011

Odsłona 32 - Chwila jasności

Koszyk Lekki
LCD Soundsystem - I Can Change

To co wyprawiał James Murphy wprawiało mnie wielokrotnie w osłupienie, w jego muzyce było po bez liku różnych, często wykluczających się konwencji artystycznych. Sposób tworzenia i grania spowodował, że LCD Soundsystem wyróżniał się nietuzinkowością, brawurą, jakąś bezczelnością, bezwstydnością. Oparta na elektronice w gruncie rzeczy prosta muzyka zyskiwała na mocy nonszalanckim podejściem do konwencji i stylistyki. Efektem tego jest odjechany do cna North American Scum czy mający ewidentny smak happeningu Drunk Girls. Był to bodaj pierwszy artysta, który ośmielił się muzykę elektroniczną pożenić z punkową infantylnością i wariactwem. Choć nie brakowało rozbudowanych nowofalowych kompozycji, narkotycznych hitów, dziwolągów kompletnie wymykających się jakimkolwiek koszykom i klasyfikacjom, nawiedzonych syntetycznych pochodów zimnych jak lód, zwariowanych rock’n’rollowych szaleństw w stylu Talking Heads, w końcu zwykłych piosenek. Fascynująca formacja. Że też ich nie zobaczyłem na żywo. Wybrać jeden kawałek? Nie da się, każda ich piosenka ma w sobie coś niepowtarzalnego. Może I Can Change, bo to taki rasowy przebój, taka zwykła piosenka niezwykłego zespołu.





Koszyk Średni:

The Mission - Butterfly on a Wheel

Pewnie duże zaskoczenie, że tacy pionierzy gotyku, tak wielka formacja, pionierzy, a ten wybiera zwyczajną piosenkę. To faktycznie niesamowita kapela. Niecodzienna. Kocham mrok Wasteland, jeszcze czuć, że spowija go ten sam klimat, który panuje na płytach rodzimej formacji Wayne'ego Husseya, kocham ten niesamowity rytualny dźwięk Tower Of Strength, coś nie do podrobienia, to arcydzieło totalne, lubię znienawidzone przez fanów Like A Child Again, przekochane, cudowne folkowe brzmienia i przestrzeń. A ja mimo to zadurzony jestem po dziś dzień w Butterfly on a Wheel. Nie wyobrażam sobie życia bez tej piosenki. Oddycham nią. Płaczę nią. Śni mi się. Jeśli ktoś kiedyś muzyką potrafił dotknąć nieba i piekła jednocześnie – to był to na pewno Hussey. Wiem, że są lepsze, cudowniejsze, ale to jest mój hit już 21 lat. Na okrągło.




Koszyk Ciężki:

Therapy? - A moment of clarity

Irlandia nie słynie tylko z piwa I U2. Słynie wg mnie z Therapy?. Ten znak zapytania, nie służył bynajmniej po to by rozróżnić tę kapelę od 20 innych o tej samej nazwie pojawiającej się w playliście Blalocka z zapadłej wiochy w Teksasie. Bo drugiej takiej terapii świat nie widział. Katowałem się kiedyś tą kasetą z człowiekiem z głową w kuble i kocham ją w całości, Kocham i Infernal Love. Choć mogłem równie dobrze wybrać mnóstwo innych niemniej atrakcyjnych piosenek, bardzo różnych i bardzo niezwykłych. Czy to będzie punkowe Stories, czy trashmetalowe Knives, czy przezabawne i przebojowe Die Laughing, czy zagrane na smyczkach Diane, wybrałem ostatecznie bajeczne na wskroś A moment of clarity, zdecydowanie najpiękniejsza ich piosenka i może i jedna z najpiękniejsza jakie stworzono na naszym globie. Nie jest to ich typowa piosenka, nie jest to ich muzyczne credo. Ale to prawdziwe arcydzieło. Wielka pieśń. Wybitna pod każdym względem.



Laurka

Phish- Free 



środa, 16 listopada 2011

Odsłona 31 – Twój duch



Koszyk średni:

My Chemical Romance - The Ghost Of You

Modlitwa bardziej niż piosenka, ilekroć wracam do tego pięknego hymnu, dostojnego arcydzieła – nie wierzę własnym uszom. Formacja My Chemical Romance bywa kojarzona z radosnym i nieco jałowym pobrzękiwaniem. Okazuje się, że taka postawa jest sporym błędem, bo Three Cheers For Sweet Revenge to krążek fantastyczny i nietuzinkowy. The Ghost Of You jest ukoronowaniem ich kariery, każde uderzenie w struny, każdy oddech, każda nuta rozbraja moją duszę. Teledysk, wstrząsający antywojenny obraz, robi niesamowite wrażenie. Emocje z tekstu rozsadzają duszę. Smutek i lęk. Nierówna to kapela, ale miała niesamowite momenty. A bywały takie jak te…





Koszyk lekki:

Rooster - One of those days

Posprzątała mnie ta niesamowita melodia swego czasu. Melodia…, pewnie Michał91 podzieli moją opinię, melodia ratuje każdą piosenkę. To jej szkielet. Od niej zaczyna się tworzenie piosenki. Można mieć słabszy dzień w sprawach aranżacji, można nie mieć werwy w temacie doboru przeszkadzajek, można być trochę na przekór światu w kwestii rytmu. Duszy nie okłamiesz, ona potrzebuje przeboju. A melodia jest gwarantem stworzenia przeboju. Każdy tęskni za dobrą piosenką. Rooster nie łamie barier, nie tłamsi, nie dokucza. On jest aki jaki jest. Łatwy. Ale One of those days w swoim okresie zachwycił mnie, czym? Odpowiedź wyżej.





Koszyk ciężki:

Fuel – Shimmer

Oglądałem ten teledysk z Andrzejem z tysiąc razy. Mam ochotę na następny tysiąc. Nie dlatego, że Fuel tworzy wybitną muzykę, bo nie tworzy. A ostatnio tworzy koszmary okropne. Na z-rocku epatowałem się ich hitami, prostymi motywami gitarowymi, prostymi słowami, chwytliwymi melodiami. Zawsze to była miłość typu mimo to…. Andrzej, obejrzymy jeszcze raz?



Laurka:

Maroon 5 - This Love


Jak można z to robić Cristiną? Nie chodzi o bzykanie  Pop doskonały.



piątek, 11 listopada 2011

Odsłona 30 - Wsteczne lusterko



Koszyk Lekki


Sinead O'Connor - Mandinka


Łysa, czasem z włosami, kontrowersyjna, czasem nie, łagodna, czasem nie, ubrana ładnie czasem nie. Kobieta. Śpiewa ładnie…. czasem przepięknie. To jest constans. Nawet najbardziej banalne piosenki dzięki jej charyzmie wokalnej stają się epopejami. Tak właśnie jest z Mandinką, wybrałem tę banalną piosenkę, choć mógłbym tysiąc innych. The Lion and the Cobra była płytą, którą uznać można za arcydzieło. Jak to jest z nią? Jak można nie zachwycać się tym głosem, tym niecodziennym sposobem artykułowania emocji? Nie sposób. Był okres, że się obraziłem, bo zaczęła rzępolić. Że tworzyła muzykę dla samego tworzenia, ale nawet gdy była na artystycznym dnie, czuć było ten niepowtarzalny geniusz. Ten Głos, te Emocje. Zawsze zaangażowana, zawsze niezwykła. Zawsze po moich plecach chodziły mrówki, konkretnie gatunek atakujący serce. Bardzo jadowite stworzenie.









Koszyk Ciężki


Pearl jam – Rearviewmirror


Perłowy Dżem. Trudno o gorszą nazwę dla tak kapitalnej formacji. Formacji bez wątpienia wybitnej. Bez której nie wyobrażam sobie wszystkiego. Nie wyobrażam sobie Muzyki, nie wyobrażam sobie aktualnego muzycznego światopoglądu, nie wyobrażam sobie przeszłości. Bez Veddera to musiałby być jakiś mrok. Jak średniowiecze. Koszmar. Eddie i ekipa to jedna z moich ulubionych załóg. Nawet w momencie, gdy już przestałem wierzyć, zapodali Just Breathe. Czyli grubo po debiucie. Zliczyć arcydzieła? Nie dam rady. To pasmo wytyczone przez artystycznego buldożera. W pewnym momencie każdy chciał brzmieć w ten sposób. Epigonów nie sposób było zliczyć w tradycyjny sposób. Oni byli w stanie grać wszystko i zawsze to elektryzowało. Pierwsze trzy płyty to po prostu krążki, które trzeba zostawić wykute w diamencie, by po kolejnym zlodowaceniu, nowa forma życia mogła poznać. Wracając na ziemię przed kataklizmem. Spin the Black Circle to furia i złość, Tremor Christ to choroba, Daughter to jakiś piękny uśmiech. Given to Fly grać na gitarze to czysta przyjemność. Better Man – mega hit. Eddie – jeśli ktoś nie wierzy w Boga, słuchając tego głosu można uwierzyć w istnienie wyższej instancji. Szare było by życie bez perłowego dżemu. Suche, jałowe, nijakie. 









Koszyk Średni:


The Rembrandts - Johnny Have You Seen Her


Każdy kojarzy ten duet z koszmarem telewizyjnym – Przyjaciele. Nie bardzo wiem dlaczego, bo zespół wyłożył znacznie mocniejsze działa w stronę publiki. Choćby przepiękny hit That's Just The Way It Is Baby, bajeczna pieśń o miłości, czy Johnny Have You Seen Her – kapitalna pieśń o infantylnej miłości. Każdy młody człowiek, który zachwyca się pięknymi hitami w 2011 roku i myśli, że zawsze będą one ponadczasowe i zawsze będą na ustach ludzi – jest w błędzie. Wielkim. Nie sądziłem, że That's Just The Way It Is dziś będzie w tak głębokiej defensywie. Że taka muzyka będzie niechciana, że to co kiedyś nie schodziło z czołówek wszystkiego, coś tak niepowtarzalnego będzie dziś w głębokim marginesie. Cudowny folk – rock z pogranicza Jayhawks i Crowded Hose – same nośne nazwy. Nie dziś. Nie teraz. Dziw bierze. 


http://www.zie.nl/video/muziek/The-Rembr...cz7x7f40as


Laurka

Donkeyboy - Ambitions






czwartek, 27 października 2011

Odsłona 28 – Nagi kuzyn


Koszyk Lekki:

Electric Light Orchestra - Secret Messages

Jeff Lynne I spółka wielokrotnie wprowadzali mnie w niejednoznaczny stan, wylansowali przecież wiele niesamowitych przebojów, Rock 'n' Roll Is King, Don't Bring Me Down, Sweet Talkin' Woman i wiele innych, ale jednocześnie potrafili mnie zirytować niebywałą banalnością niektórych kompozycji. Był okres, gdy nagrywali naprawdę słabe albumy. Płyta Secret Messages jest właściwie potwierdzeniem tego faktu. Mimo to utwór tytułowy jest kapitalną popową piosenką, która spowodowała większe zainteresowanie ich twórczością. Przechodziłem przez ich muzykę z trudem, bo są szalenie nierówni, ale nie da się ukryć, że jest to twórczość z gatunku dla każdego coś miłego. Bo przecież nie stronili od blues-rocka, od hardrocka, od popu, disco, było i trochę psychodelik w latach 70-tych. Dziś to już totalne dinosaury, do których słuchania mogę skłaniać młodych z trudem. Bo nie każda piosenka to Mr. Blue Sky. Natomiast Secret Messages brzmi po dziś dzień bardzo atrakcyjnie, mimo upływu prawie 30 lat, może za sprawą niezwykle udanym efektom aranżacyjnym. No i ten teledysk, wtedy mało było takich.





Koszyk średni

pj harvey - naked cousin

Los wskazał na jedną z najlepszych wokalistek w historii muzyki. PJ jest wzorem do naśladowania dla każdego muzyka, nie tylko śpiewających kobiet. PJ dokonała czegoś kompletnie niesamowitego, z jej piosenek biją emocje w sposób wyjątkowo wyraźny, czy to będzie erotyzm w Down By The Water, czy to będzie lęk w The Letter, czy wściekłość w naked cousin. Czuje się to wszystko namacalnie. Śpiew PJ robi ogromne wrażenie, szepcze, krzyczy, piszczy, miałczy, jęczy, stęka a jednocześnie jest to wszystko niesamowicie wiarygodne. Każda jej płyta ma jakiś sens, jakiś przekaz, jest spójna. Polly nie schodzi poniżej pewnego poziomu, nie pozwala sobie na kichę, na łatwiznę. Jednocześnie mimo niesamowitych ambicji jej muzyka ma spory potencjał komercyjny. Można się rozkoszować tą osobowością w nieskończoność. Naked cousin – to szarpany gitarowy motyw, to mocny krzyk, to jakaś nerwowość, jedno z wielu oblicz tej niewiasty. Każda kobieta ma wiele twarzy. Ale PJ nigdy nie zakłada na nią maski – dlatego lata lecą a ona jest dalej na świeczniku.





koszyk ciężki

Megadeth - Train Of Consequences

Megadeth nie był jakoś szczególnie ubóstwianym przeze mnie zespołem, generalnie większość trash-metalowych kapel miało trochę pod górkę w moim muzycznym świecie, lecz muszę jasno powiedzieć, że były momenty, za które je ubóstwiałem. I w każdym wypadku było to co innego. Megadeth cenię przede wszystkim za kapitalne melodie, za niedbały, dziwaczny głos Dave’a Mustaine, za niesamowite pochody gitarowe, za niepowtarzalny sposób tworzenia klimatu. To co bywało zaletą, niestety potrafiło niejednokrotnie być i wadą. Ale nie sposób odmówić im jednego – byli zupełnie niepowtarzalni, nie tylko dzięki sposobowi śpiewania, ale bardzo fajnemu brzmieniowi instrumentarium. Wspaniale słucha mi się ich płyty Countdown to Extinction, kapitalnie rzuca się głową przy Rust in Peace. Jako mój ulubiony utwór wybrałem pomost między wczesnym, surowym brzmieniem a przystępnym, melodyjnym okresem. Po płycie Youthanasia właściwie przestali mnie ekscytować. Train Of Consequences jest po prostu kapitalny, świetna gra gitar, kapitalna melodia, niesamowite solo harmonijki ustnej pod koniec utworu i gitarowy wywijas w środku.





Laurka:

Toploader - Dancing In The Moonlight




czwartek, 20 października 2011

Odsłona 29 - Czy będziemy kochankami?

Koszyk Lekki: 

Deacon Blue – Your Town

To jedna z najwybitniejszych kapel w muzyce pop. Nie jestem w stanie temu zaprzeczać, zwłaszcza, gdy słucham późniejszych, mrocznych, koślawych i dziwnych płyt. Your Town – to właśnie ten okres, gdzie melodie zeszły na drugi plan, gdzie przestała się liczyć tylko zabawa i ciepło. Your Town porusza niełatwe problemy, podobnie jak kroczący, pełen cierpienia i bólu I Was Wrong, niemalże hardrockowy Only tender Love, czy kompletnie niesamowity Will we be lovers? Coś niesamowitego, coś pięknego i poruszającego. Co ważne, z przyjemnością sięgam po wielkie przeboje w stylu Twist and Sout, fantastyczne Real Gone Kid, czy niezapomnianego Fergusa. Your Town jest po prostu kosmiczna, a końcówka kompletnie się muzykom wymyka spod kontroli. To zupełnie nietuzinkowa muzyka i pełna pasji. Przepięknie zagrana, emocjonalna. Świat powoli zapomina o nich, nie dopuśćmy do tego by ten proces się pogłębiał. 




koszyk Ciężki

Smile - Staring At The Sun 

Niełatwo pisze się o formacjach typu Smile, bo właściwie to muzyka prosta, przaśna i zagrana z typową mieszanką chłopięcej energii, naiwności i furii. Takich kapel nie brakowało, ciężko zatem pisać o małej w gruncie rzeczy kapelce, w zestawieniu z tuzami muzyki rockowej. Czymś jednak mnie urzekli, przede wszystkim niezwykle brudną ścianą dźwięku, chorym zgiełkiem bardzo przypominającym Helmeta, niedbałym podejściem do muzyki typowym dla Nirvany, brudem gitarowym typowym dla Melvins. To nie jest zespół wybitny, ale na pewnym etapie mojego życia bardzo zawładnął moim sercem. Druga płyta była świadectwem dobitnym tego, że zespół się bardzo rozwija, poprawiła się produkcja, melodie, aranżacje, ale pogorszyła się sprzedaż płyt. A przecież z czegoś trzeba żyć. 





Koszyk Średni:

Yeasayer - Ambling Alp

Los wskazał na całkiem świeżą piosenkę. Utwór roku 2010 w moim muzycznym świecie. Przyznam się, że w tym roku nie pojawił się utwór, który byłby choćby w połowie tak cudowny. To kawałek, który spaja w sposób zupełnie niecodzienny wszystkie aktualne fascynacje muzyczne, jest tu wszystko za co można kochać dobrą piosenkę. Jest nieprzeciętna melodia, jest kapitalny rytm, kompletnie szalony i zwariowany, jest genialny duch jakiegoś eksperymentu i wariactwa. Mamy lekko taneczny przytup, jest oczko w stronę list przebojów i oczko w stronę awangardowego świata. Jest wyborny tekst, który na karaoke nadaje się jak znalazł a niesie do tego niezwykłą treść, jest kapitalny teledysk, oryginalny i przykuwający uwagę. Piosenka idealna? Chyba tak. Myślę, że o Yeasayer usłyszymy jeszcze sporo, bo potencjał mają tak ogromny, że czuje po sygnałach zewsząd dochodzących trzecia płyta będzie sporym wydarzeniem. 


http://vimeo.com/9029899

Laurka:

The Smithereens - Blood & Roses


Saferłel lubi taki klimat – kapitalna kapela, która w Polsce kompletnie przepadłą


środa, 12 października 2011

Odsłona 27 - Tania i Kiepska


Odsłona 27 - Tania i Kiepska

Koszyk średni:

Carter The Unstoppable Sex Machine - Cheap 'n' Cheesy

Carter zachwycał w różnym stopniu muzyką z pogranicza punkowej zadziorności The Clash i popowej lekkości a’la Pet Shop Boys. Czasem brytyjska maniera śpiewania bywała naprawdę denerwująca, punkowa prostota nieco irytowała, plastykowa elektronika, która próbowała kontrastować z pust punkową stylistyką robiła słabe wrażenie. Ale cóż, nie mogę pozbyć się wrażenia, że bez nich świat muzyczny byłby uboższy, wręcz nijaki. Bo ileż oni świeżości wprowadzili w pewne skostniałe układy na przełomie lat 80 i 90, ileż kapitalnych protest songów w przystępnej oprawie wypuścili w eter, ile kapitalnych hitów, łatwych do zanucenia powstało dzięki nim. Ile radości dali mi prostymi piosenkami typu Let's Get Tattoos, czy After The Watershed. Sporo ich piosenek, zwłaszcza w późniejszym okresie nabrało niebywałej dojrzałości, taki The Only Looney Left In Town - rozwija się jak kwiat, z prościutkiej punkowej piosenki robi się z tego przepiękne arcydzieło. No i jeszcze jeden mały szczegół, bardzo mały… Mają w swoim repertuarze Pieśni zupełnie z innej bajki, przejmujące i wstrząsające, to dlatego ich tak lubię. Dla takich fascynujących piosenek jak Cheap 'n' Cheesy warto przedzierać się przez ich twórczość.. P.S. – nie ma teledysku, tylko jakieś idiotyczne zbitki zdjęć. Ale ta piosenka – arcydzieło.





Koszyk Ciężki

flaw – payback

Nie zapomnę pierwszego kontaktu z tą piosenką i teledyskiem. Po prostu zatkało mnie, nie wierzyłem, że można stworzyć coś tak niesamowitego, coś pełnego wściekłości i liryzmu jednocześnie. Chris Volz potrafi ryczeć, wrzeszczeć, melodeklamować, serwować piękne, liryczne wokalizy w obrębie jednej piosenki. Jak się potem okazało Flaw okazało się absolutnym objawieniem, muzycznie zamoczone po uszy w nu-metalu, ale pełne odniesień do wielu niesamowitych odmian ciężkiej muzyki. Flaw a potem Five Bolt Main dbali bardzo o klimat, melodię i selektywne brzmienie. W tej muzyce liczy się przede wszystkim emocja. Także w warstwie tekstowej . Muzycy sięgają do najgłębszych pokładów ludzkiej podświadomości i wybebeszają największe brudy, jakie obrzydzają naszą codzienność. Mam jakieś dziwne przekonanie, że formacja i ta niezwykła muzyka przeszła właściwie niezauważona. Nie wiem dlaczego, może dlatego, że tak mocno ta muzyka osadzona była i utożsamiana była z TAG (czyli typowo Amerykańskim graniem) , a może zabrakło siły przebicia, może zabrakło … Już wiem. Chris nie przebierał się jak Slipknoty w dziwne stroje, Chris nie koncentrował się na agresji, ale potrafił śpiewać i tworzyć niebywałe kontrasty muzyczne. Gdzie w jednej piosence było miejsce na liryzm, piekno, patos ale i złość, wściekłość.





Koszyk Lekki:

Maxi Priest - Close To You

Przyznam się bez bicia, żaden inny kawałek tego artysty nie ruszył mnie nawet w jednym procencie tak jak ten. Może jeszcze interpretacja Wild World wyszła mu na zdrowie. Normalnie Priest to grajek prezentujący dosyć przeciętny poziom, szczególnie dobrze czujący się w klimatach reggae, R’N’B i podobnych spraw. Pod koniec lat 80 tych rozsadził moją czaszkę prostym, nabijanym modnym wówczas descent-rhytmem, kawałkiem. Popowym hiciorem, ale jednocześnie manifestem miłości. Lekko wchodzącym przebojem, ale mającym w sobie ogromne pokłady emocji. No i ta melodia. Kompletnie mnie rozłożyła. Wtedy byłem pod monstrualnym wrażeniem. W sumie jestem do dzisiaj, bo pomimo upływu 23 lat piosenka brzmi jakby była stworzona dzisiaj. Co ciekawe, utwór wtedy był ogromnym hitem, ale dziś mógłby się nie przebić. Jest zbyt fajny, zbyt elegancki, zbyt elektryzuje, jest zbyt klasowy. Jeśli ktoś ma wątpliwości – polecam wizytę na polskiej dyskotece. Można wpaść w traumę i doła. Czym ludzie się dziś zachwycają. Strach i żenada. Maxi został dla tych, którzy na dyskoteki chodzili 15 lat temu.





Laurka:

Teenage Fanclub and De La Soul - Fallin'

Nie da się połączyć? Nic bardziej mylnego: TELEDYSK


http://www.mycharts.pl/forumdisplay.php?fid=111

czwartek, 22 września 2011

Odsłona 26 – Piękni ludzie


Koszyk lekki:

Spandau Ballet - Musclebound

Spandau Ballet zna każdy człek, no bo jak można nie znać True, tylko mało kto kojarzy nazwę zespołu. Tu zaczyna się kłopot. Czy debiutancką płytę stworzyła ta sama kapela? Czy Journeys to Glory jest tworem tej formacji? Nie może być. A jednak. Coś złego się później stało i chłopaki zaczęli zauważać, że tworzenie muzyki może przynosić zarobek. Niestety. Nie pierwsi i nie ostatni. Duch mamony. Oczywiście byłbym fałszywy, gdybym powiedział, że to była zła muzyka, bo taka ona nie była. Tylko już wyparował ten wdzięk noworomantycznego niepokoju i zadumy, tej nerwowości. True jest narkotycznie piękny i wzruszający. I kocham tę piosenkę, True robi ogromnie wrażenie, ale niestety tylko singiel, bo płyta pod tym tytułem niestety niesie sporo rozczarowań. Co do debiutu Spandau Ballet – magia, piękno i liryzm no i jeszcze mały bonus - brak rzewnej tkliwości, brak pretensjonalnej ckliwości, brak waty cukrowej. Lukrecja muzyki pop. Wystarczy? Musclebound po prostu wymiata. 





Koszyk ciężki:

Marilyn Manson - The Beautiful People

Chrońcie swoje dziatki, bo dopadnie je kiedyś ktoś taki jak ja. Marilyn Manson, czy cholera wie jak ten koleś się nazywa, miał duużo racji. Wychowanie dzieci to nie jest łatwy chleb. Zewsząd czyhają tacy nihiliści jak on. A przecież jest mnóstwo innych psychopatów. There's no time to discriminate,Hate every motherfucker, That's in your way - to kaseta, którą dosłownie zarżnąłem i słuchałem jak opętany. Oszalałem totalnie i szaleję po dziś dzień, bo to były złote czasy rocka industrialnego. Bo po okresach niemrawego i trochę pretensjonalnego grania w tej szufladce zaczęło się dziać naprawdę bardzo dużo. Manson zasilał pierwszą ligę tego nurtu. Marylin AD 2011 to nieporozumienie, zniknął jak kamfora ten klimat zadziorności i kontrowersji, jałowe to jakieś. Trzeba powiedzieć, że to co tworzy teraz przypomina o stokroć słabszą wersję Portrait of an American Family. Nie wiem, jak mam mówić o tamtej muzyce. O tej muzyce, z którą tak mocno się utożsamiałem i którą tak bardzo cenię. Na którą trzeba mieć dzień, bo ma ona niemały wpływ na samopoczucie. Świat wg Mansona jest wyjątkowo okropny, jest tu nihilizm i dekadencki klimat. Ale gdy usłyszałem The Beautiful People, po prostu oszalałem. Słowa piosenki bezlitośnie rozprawiają się z amerykańskim mitem pięknych, doskonałych ludzi. Zepsucie może dopaść każdego, tym bardziej, jeśli żyje się wśród ludzi pełnych wad i zła. „Obetnij sobie wszystkie paluchy - I przehandluj je za banknoty jednodolarowe. . .” Ogólnie wszechobecny turpizm, także jak ktoś pragnie słońca i zielonej trawki niech mija szerokim łukiem ten fascynujący koncept album. Cytując pewną recenzje: Zanim jednak posłuchasz tej płyty, zastanów się, czy na pewno chcesz obnażyć się przed sobą... Skutki tego eksperymentu będą nieodwracalne.





Koszyk średni 

Anberlin -The Unwinding Cable Car

Nie oszukujmy się, typowo amerykańska scena rockowa przeżywa niespotykany, jak dotąd kryzys. Jest niewiele kapel, które wybijają się ponad przeciętność w tak zwanej typowo amerykańskiej muzyce gitarowej. Wśród nich niewątpliwie jest Anberlin. The Unwinding Cable Car – to brylant muzyki rockowej, tak pięknie zaśpiewany, delikatny, ale nie ckliwy, gitary akustyczne grają tam po prostu zniewalająco, przepiękna melodia, która robi ogromne wrażenie. To właśnie melodie stanowią o sile ich muzyki. Są nieprzeciętne. Czy weźmiemy rytmiczne Pray Tell, czy rwane Cities, czy też raźne Ready Fuels, czy bajeczne do cna A Day Late, A jest jeszcze całe mnóstwo innych pieśni. The Unwinding Cable Car jest po prostu niezwykłe. Płynie i lekko unosi nas, brylant.






Laurka – z koszyka lekkiego:

Robbie Nevil - C'est La Vie



środa, 14 września 2011

Odsłona 25 - Machanie marynarkami


Koszyk średni:

Franz Ferdinand – 40 FT

Na początku tego wieku zaczęło się dziać coś niesamowicie ekscytującego. Jak grzyby do deszczu zaczęły pojawiać się zespoły, które za wszelka cenę chciały przywrócić blask zwykłej gitarze. Jakaś niesamowita moda na modsowe wdzianka, lekkie melodie, fajne fryzury. Nikt nie zamierzał odkrywać Ameryki. Powiem tyle, to muzyka na zabawę, na imprezę, na koncertowe szaleństwo, na wymachiwanie marynarkami. Słuchając tej muzyki w zaciszu domowym w przerwie między gotowaniem obiadu i praniem skarpet można odczuć lekki dysonans. Odczucie, że to w sumie nic specjalnego. Oczywiście sukcesu panowie nie osiągnęli samym machaniem marynarką i wyglądem. To niesamowita przebojowość, skoczność, świeżość, radość grania, energia, żywiołowość, wyczucie rytmu decydowały o tym sukcesie. A myślę, że przede wszystkim to, że to porywająca muzyka. 





Koszyk lekki:

luna halo – Superman

Epicki pop-rock, który robi spore wrażenie już po pierwszym przesłuchaniu. Takiej muzyki słucha się z niebywałą przyjemnością, ale nie powoduje ona tez mdłości, bo jest skomponowana z zachowaniem idealnych proporcji aranżacyjnych, jak na ten typ muzyki. Jest niebanalnie zagrana i zaśpiewana. Jest w niej cudowna melodia, słodki tekst. Formacja Luna Halo miała w swoim repertuarze piosenki może bardziej ambitne i nadzwyczajne, ale w gruncie rzeczy to Superman był megahitem, który chodził za mną noc i dzień. Z resztą nie oszukujmy się, Europejczycy, przynajmniej ich część, jest silnie impregnowana na takie brzmienie. Niby inne. Niby takie Amerykańskie. A w sumie to kapitalna piosenka. Przebój pełna gębą. Czegoś więcej trzeba?





koszyk ciężki:

Motograter – Down

Jeden z najbardziej niesamowitych teledysków, jakie kiedykolwiek widziałem. Paranoiczny i chory, nawiedzony przez same ciemne duchy. Co ciekawe kawałek niesamowicie przebojowy, przepadł zupełnie. Jest hardcore’owa zadziorność, ciężar typowy dla wczesnego Korna, melodia w klimacie Disturbed. Przejścia trochę jak Flaw. Można zżymać się na wtórność, bo bez cienia wątpliwości takowa ma miejsce, można się zżymać na to, że artystycznie nie mieli, albo nie zdążyli mieć do powiedzenia, tyle co wielcy. Niemniej to cykl hity mojego życia, a nie kapele mojego życia. A hit to był niewątpliwy, wciągający z każdym odsłuchaniem, z każdym oddechem, z każdym momentem spoglądania w paranoicznie ruszającego się czerwonoskórego Zaka Warda.





Laurka - z koszyka średniego



czwartek, 8 września 2011

Odsłona 24 – Wszystko o pieniądzach

Koszyk Ciężki:

Prong - Snap Your Fingers, Snap Your Neck

Prong to w języku angielskim coś w stylu szpikulca, coś zakończonego ostro i raczej wyraziście. Okładka kasety, którą kupiłem robiła wrażenie – wydłubane oko wykrzywionym widelcem leżące na gazecie od kwadransa. Musiało robić wrażenie, podobnie działała muzyka, niezwykła płyta. Z jednej strony mająca w sobie sporo z trashu spod znaku Helmeta, czasem coś z progresywnego metalu w stulu Voivoda, coś z crossoveru typu Crowbar ale przede wszystkim sporo spod znaku metalu industrialnego. Najbliżej stylistycznie im było do formacji typu White Zombie i Nailbomb. Ważne było jednak to, że wypracowali oni niepowtarzalny styl i nawet okropny śpiew Tommy’ego Victora robił wielkie wrażenie. Ich muzyka ewaluowała, zmieniała oblicze, ale zawsze była ciężka i niełatwa. Paranoiczna i pełna jakiejś dziwnej nerwowości. 





Koszyk lekki:

Meja - A'll Bout The Money

Czuję jak gromy lecą na moją głowę. Ale wyobraźcie sobie, że nie ma youtube’a, że słyszy się piękną , prostą piosenkę w przepięknych okolicznościach, naprawdę przecudnych. Prościutka, potężnie chwytliwa, choć w gruncie rzeczy błaha pieśń o różnych ludzkich problemach. Nic wielkiego. Patrząc przez pryzmat codziennego odhaczania piosenek, zwyczajnie się ją oleje. Bo ani to wybitna wokalista, ani piosenka. Ale jest jedno ale. Wielkie ale, uwielbiam tę prostotę, tę linię melodyczną, tę lekkość, te niepowtarzalną chwytliwość, te chwile, które były przez tę piosenkę umilane. 





Koszyk średni:

Imperial Drag - Boy Or A Girl

Popaść w sztampę, rutynę, słabiznę i płyciznę mozna grając glam rocka błyskawicznie. Wystarczy przegiąć z jakąś formułą, wystarczy zaśpiewać za wysoko, za nisko, za słodko, wystarczy, że coś jest zbyt kiczowate i już narażamy się na śmieszność zamiast na podziw. Formacji Imperial Drag udało się uniknąć takich mielizn. Ich jedyna płyta, świeża i fajna, ekscytuje po dziś dzień młodzieńczą energią i luzem a przy tym jest niezwykle melodyjna. W odróżnieniu od typowego Power popu lubią maczać się w psychodelicznym rocku i rock’n’rollu w stylu Primal Scream. Oczywiście, nie można nazwać ich zbawcą muzyki pop, w żadnym wypadku. To po prostu fajna muzyka. A Boy Or A Girl to fajna piosenka. 





Laurka 

+/- - Steal the Blueprints



czwartek, 25 sierpnia 2011

Odsłona 23 - Wisła z APOELEm

koszyk cięższy:
Puddle of Mudd – blurry

Chłopak robi siusiu pod krzakiem bezwstydnie ściągając gacie. Okładka dość dwuznaczna. Muzyka też. Choć wtedy brzmiała świeżo. Miała wszystko, za co można lubić dobrą muzykę. Melodie, feeling, przestrzeń, grę, luz, rytm. Piękna piosenka. Genialna. Ale cóż – to cykl hity mojego życia, a nie kapele mojego życia. Puddle of Mudd bywał potem w tragicznej formie. Dziś właściwie to trup w szafie. Ale to w okresie studiów to był mój narkotyk, kawałek od którego byłem uzależniony, który jest po prostu cudowny, zaczarowali mnie do cna. Potem brutalnie przywołali do parteru. Jak Wisła w konfrontacji z APOELEm. Jak słucham tej piosenki i oglądam teledysk zapominam o tych ich niedociągnięciach, o całym bożym świecie. Cudowne. 





koszyk ciężki:

Incubus –Nice to Know You

Pamiętam, gdy usłyszałem tę piosenkę po raz pierwszy. Po prostu powiedziałem sobie, że Patton poszedł w niekomercyjną muzykę, bo już znalazł następcę. To podmuch mocy, ale to nie jest huragan, który plewi wszystko co spotka na swej drodze. Incubus, zwłaszcza ostatnio jest bardzo liryczny , dba o każdy detal produkcyjny, będąc jednocześnie wyrazisty i krwisty. Wokalista, nawet w okresie ciężkiego muzycznie okresu, śpiewał pięknie i z odpowiednią dbałością o harmonię. I znów dylemat, bo przecież kocham cudowne Anna Molly, przepiękny, ale jakiś nieco wnerwiony Stellar, kapitalny, pełny złości Megalomaniac, boski I Miss You, skoczny Are You In, cudowną balladę Dig. Albo nawet zupełnie popowe Promises, Promises. Co by nie mówić początek mieli potężny. Nice to Know You – piosenka idealna. Nerwowa, dziwna, ni to metalowa ni akustyczna grr – te przejścia między złością I pogodą – coś nie do podrobienia. 



Koszyk lżejszy:
electronic - get the message

Głos Johnny Marra działa na mnie jak ambrozja. Niby nie jest to jakaś skala głosu typu Pavarotti, czy inny Iglesias. Ale ten głos koi mnie. Koi moje cholerne nerwy wielokrotnie. Piękne jest jeszcze coś innego. Dziś zasłużone dla muzyki kapele, męczy fanów popłuczynami. Kiedyś, gdy ktoś uważał, że zaczyna grać inaczej, nieważne, gorzej czy lepiej – zmieniał nazwę lub jakoś zmieniał wizerunek. Bo przecież jak tylko fani poczynili grymas, że Joy division powinno po śmierci Curtisa się rozwiązać – nawet nie było debaty. Gdy pojawiały się kolorowe inkarnacje powstałej na gruzach Joy division formacji New Order powstawały Electronic, Monaco, The Other Two czy Section 25 a nie Joy Division – come back, czy New order bis. Wróćmy do get the message – arcydzieło muzyki pop rockowej. Po prostu klękam. Kawałek już niemłody, a każdy młody wykonawca błaga o taki talent, ba – natchnienie, jakie stało się faktem przy tworzeniu poszczególnych płyt Electronic. Bo przecież padam przy Second Nature, cudownie tanecznej kompozycji, Disappointed – zaśpiewanej głosem Pet shop boys, Tighten Up – niezwykle nerwowej pieśni, Feel Every Beat – to rozwalacz zupełny.  Ja powiem tyle, każde z tych zjawisk jest błogosławione przez Iana Curtisa.




Laurka:
Z koszyka średniego

the White Stripes - Seven Nation Army
zawód dla wielu, którzy oczekiwali, że będą w którymś z głównych koszyków. Niestety nigdy nie rozszarpali mnie w takim stopniu. Choć potencjał mieli ogromny. Ale laurka to nie zesłanie do gułagów – to odznaczenie. 


poniedziałek, 22 sierpnia 2011


Odsłona 21: Faktura za ślimaki

Koszyk Ciężki

Nine Inch nails – Burn 


Czy ktoś chciał stracić słuch?, Czy ktoś plwał na akcję programy trzeciego – szanuj słuch, czy ktoś celowo niszczy siebie samego? Nie ma takich ludzi. Człowiek stworzon jest by kochać. Tja. I look down at where you're standing. To jedna z piosenek mojego życia, to buldożer moich małżowin. Gdy będę głuchy, będę wiedział komu wysłać fakturę za ślimaki. W ogóle film z którego pochodzi ten hałas mnie rozbroił zupełnie. Każdy kiedyś był młody i oglądał dziwne filmy. Moim filmem na tapecie był Natural born Killers. Olivier Stone do współpracy zaprosił Trenta nie bez kozery – to człowiek , który jak mało kto potrafi czuć emocje, który agresję potrafi zapisać nutowo. Który tworzy tak niesamowite melodie, tak niepowtarzalne i tak wstrząsające. Hałas i zło – rzeknie maluczki – no i błąd. Bo jest i liryczne Hurt, posępne, spokojne Piggy. Jest pokręcony cover Joy division Dead Souls, jest kompletnie nieokiełznany – prawie mój ulubiony - March Of The Pigs, jest chory Mr. Self Destruct, ale przecież mamy taneczne niemalże The Hand That Feeds, cudowne Closer, dudniące chorobą Deep. Jest niemalże trashmetalowe Happiness in Slavery – z prekursorskim, sadystycznym teledyskiem, jest narkotyczny The Fragile. The Downward Spiral – płyta, której człowiek ceniący nietuzinkowe dźwięki nie może nie znać. Choć tak naprawdę moment kiedy poznałem Nine Inch nails – na z-rocku - March Of The Pigs uważam za święto i każda płyta stworzona przez trenta okraszona jest czymś takim ….. Trent mówi i trąci o przemocy, o alkoholizmie, o narkomanii, o rzeczach, które trawią ludzi. Nie mówi o pierdołach, miłości i kwiatkach. NIN – moja obsesja muzyczna. Jedna z największych rzeczy jakie odkryłem, jedna z najbardziej niezwykłych zjawisk jakie przetoczyły się przez moje małżowiny. Moja chora miłość. Moja choroba.





koszyk średni:

elbow - Any Day Now

Koszyk średni , ale ciężko się go dźwiga. Można dostać przepukliny. Pamiętam moment, gdy usłyszałem tę piosenkę. Do śmiechu mi nie było. Po dziś dzień. Bo to niezwykła, posępna piosenka. Piękna. W dyskografii tej formacji nie brakowało takich niesamowitych pieśni. Majestatycznych, pomnikowych. Można by było większość ich hiciorów śpiewać na baczność. Ale myślę, że nie o to chodzi. Myślę, że chodzi o to, że to po prostu wspaniała muzyka. Podniosła. Ale jak tylko zaczynam słuchać innych ich kompozycji zmienia się moja retoryka wypowiedzi. New Born to prześliczna ballada, Little Beast jest na wskroś nerwowa. Potem było też całkiem nieźle - Grounds For Divorce – hymn o przyziemnych ludzkich relacjach, Forget Myself – jedna z najlepszych ich piosenek o życiu. Ostatnia płyta – w sumie całkiem niezła build a rocket boys! – jest prześpiewana i przegrana. Brakuje czegoś… Emocji, czegoś…





CULTURE CLUB - Karma chameleon

Człowiek, który przeżył sporo. Boy George, mimo, że kolorowy i barwny jest uosobieniem cierpienia, mimo, że jego muzyka, na wskroś słodka i fajna, jest uosobieniem niepokoju. Karma chameleon – to arcydzieło muzyki pop, piękne wyznanie miłości. Świetne miłosne credo. Tego solo harmonijki ustnej nie zapomni nikt, tej cudownej melodii, tej lekkości. Byłem malutki, ale pamiętam jak teraz. Loving would be easy if your colors were like my Dreas – miałem może 5 lat. Ale to był przebój. Szakiry i gagi mogą się schować. Każdy nucił wynosząc śmieci, odkurzając, kupując ocet. Prawie 30 lat, kurde.. .jest to możliwe? Tego utworu nie zapomni nikt, kto kupował jogurt za 10 zł a następnego za 13 zł. Każdy kto kupował swiat młodych i kolekcje tutusa, Romka i Atomka.





Laurka:

Coheed and Cambria - Welcome Home




wtorek, 16 sierpnia 2011

22 Odsłona - Księżyc jest smutny


Koszyk ciężki:

Sisters Of Mercy - Lucretia (My Reflection)

Gotycki klimat wygenerowany na płytach tej formacji trudny był do podrobienia, mało tego – to oni odważyli się jako jedni z pierwszych wynieść gotyk-rock pod strzechy. Owszem, ta muzyka ma w sobie sporo mroku i niesie niełatwe brzmienia, ale to właśnie im udało się uzyskać niemały sukces komercyjny. Nie mam wątpliwości, że najwybitniejszy okres, to pierwsze dwie płyty. Tam klimat był tak sugestywny i tak silnie działał na podświadomość, że nawet dziś strach puszczać te krążki po północy. Ciężko pozostać obojętny na ten bardzo specyficzny styl tworzenia i na ten niepowtarzalny mrok. Dziś śmiać się człowiekowi chce jak widzi te wszystkie pseudo gotyckie kapele, które nie potrafią w żaden sposób wpłynąć na moja wyobraźnię, choćby w kilku procentach tak, jak udawało się to im. 





Koszyk lekki:

Colourbox - The Moon Is Blue

4AD w innym formacie, w innej przestrzeni. Pamiętam, że Colourbox zawsze uchodzili za mistrzów drugiej ligi i to nie dlatego, że byli mniej znani, czy coś w tym temacie. Po prostu to była muzyka, która poziomem odstawała od wielkich nazw z tej stajni. Ale w swej klasie i stylistyce byli doskonali. I choć nikt już o nich nie pamięta, ja wciąż nucę tych ich kilka wspaniałych piosenek. 





Koszyk średni:

T.Love – Na Bruku

Przyznam, że nigdy nie byłem jakimś mega patriotą jeśli chodzi o muzykę rodzimą. Zwłaszcza, że ostatnie lata są naprawdę katastrofalne. Ale mam niesamowitą słabość do piosenek, które oprócz dobrej melodii, rytmu i innych takich historii maja w sobie coś swojskiego, coś takiego, z czym się utożsamiam. Coś co widzę obok mnie, namacalnie. Muniek dbał o to, bym właśnie tak się czuł. By śpiewając słyszał jakąś historię, której mógłbym być świadkiem. T.Love to właściwie zawsze trzymali kapitalny rock’n’rollowy poziom, nie było w tym prostactwa ale była prostota, były eksperymenty, ale od których gęba się uśmiechała a nie wykrzywiała. Czy weźmiemy prosty Prymityw czy mega przebojowy Pocisk Miłości, czy neurotyczny King, czy taneczne Al Capone, czy eklektyczne chłopaki nie płaczą - wszystko to było kapitalnie zagrane i spójne. Rock’n’roll pełna gębą. 





Laurka

Team Me - Weathervanes and Chemicals



wtorek, 9 sierpnia 2011

Odsłona 20 - Zrób co Ci mówię

Koszyk średni:
3 colours red - Copper girl

Kilka świetnych płyt zespoły którego nazwa została zainspirowana znanym filmem Krzysztofa Kieślowskiego. Kilkanaście świetnych piosenek rockowych z kapitalnymi melodiami, kilkaset minut radości ze słuchania tej niezwykle sympatycznej brytyjskiej formacji. Dziś już mało kto pamięta ich piosenki, wspaniałe ballady takie jak This is my time, beautiful Day, zapomniano już o kapitalnych, mocniejszych, niemalże punkowych hiciorach takich jak Room With A View. I to nie tylko dlatego, że mieli permanentne kłopoty z dogadywaniem się między sobą. Nie dlatego, że to wypadkowa brzmień takich formacji jak Feeder, Ash z jednej strony a Therapy? i The Almighty z drugiej. Nie dlatego, że ich debiut nie osiągnął takiego sukcesu na jaki zasługiwał. Nie dlatego. Ich kapitalna, żywiołowa muzyka z mocnym przytupem po prostu ludzie mają sklerozę muzyczną. Przypominam zatem o lecytynie i o przesłuchaniu tej przecudownej rockowej piosenki. Warto wrócić do tej świetnej muzyki. Ponieważ ktoś łudzi się, że usunięcie teledysku ma jakiś sens, wrzucam link do piosenki:

PIOSENKA

Koszyk lekki:

Peter Murphy - Cuts You Up

Piotr z Marchwii to głos z Bauhaus, niezwykłej gotyckiej formacji, której muzyka wprowadza ciarki na plecy moje i setki innych ludzi ceniących sobie piękne oblicze mroku. Peter solowo niestety bywał zagubiony, trochę próbował grać przystępna muzykę, będąc dalej enfant terrible muzyki pop-rockowej. Czy to była droga? Zdania są podzielone. Ja akurat lubię jego głęboki głos, jego narkotyzny sposób śpiewania, nawet wtedy, gdy muzyka miała przystępniejsze oblicze. Zwłaszcza, że przecież wielokrotnie dawał sobie przypomnieć, że wywodzi się z muzyki gotyckiej. Brak spójności rekompensował aplikując fanom piękne i niezapomniane przeboje, takie jak Strange Kind of Love czy My Last Two Weeks – cudownie zaśpiewane i zagrane. A przecież ostatnio też wydał bardzo dobrą płytę i świetny kawałek I Spit Roses. To prawdziwa legenda. Z resztą zobaczcie ten załączony teledysk. Włos staje dęba.





Koszyk Ciężki:

Clawfinger - Do What I Say

Poróby zagrania technicznego rapcore’a z elementami rocka industrialnego często kończyły się strasznym fiaskiem. Bywało, że formacje naprawdę wtapiały z kretesem, taki los spotkał Mushroomhead. Popełnili kardynalny błąd – nie zrobili tego co zrobili Szwedzi. Mieli niespotykany dystans do siebie i nie kreowali idiotycznego image’u. Tworzyli porywającą muzykę kipiącą energią i pomysłami. Podobnie jak Powerman 5000 bawili się dźwiękami, bawili się konwencją, melodiami. Bawili się. Efekt momentami był fantastyczny. Ależ ja się katowałem ich debiutem. Ależ to była fajna płyta. 






Laurka (wyciąg z koszyk ciężkiego):


Stereomud – Pain


Koszyk ten zawdzięcza innym sporo, bo nie ma w tej muzyce czegoś szczególnie oryginalnego, ale czyż to nie jest świetny kawałek? Wokalista ma głos podobny to Jamesa H. Gitary chodzą jak u Sevedustach. Na laurkę zasługują z pewnością.






czwartek, 4 sierpnia 2011

Odsłona 20 - Błędy i żale

Koszyk Ciężki:

...And You Will Know Us By The Trail Of Dead - Mistakes & Regrets

Zawsze chciałem ich zobaczyć na żywo, może kiedyś dożyję tego momentu, bo to niezwykła kapela. Rozmach z jakim nagrywają i tworzą panowie z Teksasu jest imponująca. Imponuje przede wszystkim wachlarz i bogactwo inspiracji. W ich muzyce rysują się rozmaite pejzaże muzyczne, czasem z pozoru wykluczające się. Na ich płytach jest to, za co cenimy sobie dobrą muzykę rockową, czyli moc, melodię, kilka warstw brzmieniowych nałożonych w obrębie jednego świata, skłonność do eksperymentu, ale nie do przynudzania, rozwlekania niepotrzebnie piosenek w nieskończoność, tak jak lubują się pokrewne stylistycznie formacje typu Mogwai. Bliżej im do alternatywy spod znaku Rival Schools czy At the driver-in, niż slowrockowych nudziarzy. Nawet ich suity mogłyby się ciągnąć w nieskończoność. Każda ich płyta ma jakiś pomysł, tętni świeżością, radością grania. Co ciekawe z każdą płytą brzmią inaczej i coraz bardziej świeżo. Cieszę się, że mogę opisywać tak niezwykłe zjawiska muzyczne, ale gdyby Artur zaprosił ich, zamiast po raz kolejny ściągać usypiaczy ze Szkocji, mógłbym poznać ich najmocniejsze oblicze – występy na żywo.





Koszyk Lekki:

Tina Turner - Typical Male

Kim jest Tina – jaka jest - co zrobiła dla muzyki pop? Każdy wie doskonale. Kobieta ma 72 lat i słyszę co rusz, że dalej coś tam tworzy, śpiewa. Jest aktywna, jest zabawna, jest kapitalną babką i ma to coś. Wyrazisty sceniczny charakter, niesamowitą charyzmę, bardzo oryginalny, mocny głos i monstrualny bagaż doświadczeń. Bo wiemy cóż ona na scenie na przełomie lat 60 i 70 wraz z Ike wyprawiała na scenie. Ogień i siarka. A pierwszy singiel pojawił się w 1961, czyli 50 lat temu. Jak to jest z tą Tiną? Nie zawsze darzyłem ją sympatią, miała momenty męczące, gdzie przeginała z konfekcją muzyczną, albo gdy wpadała w nieznośną rutynę i niemoc. Ale jak ciarki przechodziły, gdy słyszałem pierwszy raz niezapomniany kanon muzyki pop – czyli Private Dancer, czy przepiękne Look Me In The Heart, fantastyczne What's Love Got To Do With It, można bez końca ciągnąć. Wybrałem Typical Male, dla mnie idealna popowa piosenka, pulsuje funkowym beatem, buja piękną linią basu i gitary rytmicznej, piosenka ma cudowną melodię i fantastyczny sznyt aranżacyjny. Cudo.





Koszyk średni:

Mew - Introducing Palace Players

Tak połamana ale jednocześnie przebojowa piosenka – trudno stworzyć takie cudo i pogodzić dwa światy, dać coś miłośnikom krautrocka, eksperymentów, cudacznych brzmień oraz piękną melodię i przebojowość dla drugich. Myślę, że nie doceniłem tej piosenki w momencie pojawienia się jej na singlu, jej moc poznałem dokładnie rok temu słuchając w osłupieniu w Katowicach. Duńczycy wielokrotnie tworzyli wyborne i nietuzinkowe pieśni, bo przecież w podobnym klimacie jest The Zookeeper's Boy czy Why Are You Looking Grave? Albo bajeczny 156. Ale tutaj osiągnęli szczyt swoich artystycznych możliwości, ich talent został tutaj przypieczętowany. Zrobić dziwną, zakręconą, nietuzinkową piosenkę i jednocześnie rozbujać duszę jej pięknem. Nielicznym się to udawało. 





Laurka 
(wyciąg z koszyka lekkiego):

Rick Astley - Cry For Help


środa, 27 lipca 2011

18 odsłona - Skarb

18 odsłona - skarb

Koszyk ciężki:

Kid Rock – Bawitdaba

Kid rock kojarzy się właściwie z muzycznymi pierdołami, taki amorficzny bzdet dla nikogo. Trochę porapują o imprezach, panienkach i w zasadzie czasem chce się krzyknąć – litości. A przecież wcale tak nie musiało być, bo przecież debiut tej formacji był wyjątkowo obiecujący, nie brakowało naprawdę niezwykłych brzmień, ta mieszanka brzmiała wyjątkowo frapująco i zamiast do kibla ganiała do pogo. Miała swój ciężar gatunkowy, była bardzo bezpretensjonalna i radosna, choć były na niej słabsze momenty. Służyła zabawie, ale brzmiała wyjątkowo świeżo i profesjonalnie . A Bawitdaba to arcydzieło. Rozkręca się niesamowicie, zniewala mocą i siłą. Jest kapitalna i porywająca. Te rapowanki są kapitalne. Dziś to już farsa. A szkoda.





Koszyk średni:

Guillemots - Kriss Kross

Miałem dylemat, która piosenka jest tą ulubioną. Chyba to jednak Kriss Kross – piosenka ma w sobie ogień i niespotykaną dramaturgię, a z drugiej strony miesza się ona z kojącym dźwiękiem, spokojem, piękną melodią nasączoną tęsknotą i melancholią. W jednym czterominutowym utworze dzieje się tyle, że można by obdzielić jeszcze z 3 kawałki. Dwa oblicza na końcu zlewają się w przepiękny, romantyczny pejzaż muzyczny, by na końcu uderzyć ostatecznie. No właśnie, dramaturgia i melodie, to są to co najmocniejsze strony Fyfe’a Dangerfielda. Linie melodyczne nie do podrobienia, bardzo charakterystyczne. Pop-rock najwyższej próby.





Koszyk lekki:

Annie Lenox- Precious

Annie występowała w Eurythmics jako wokalistka. Jej głos to dobro narodowe Szkocji, jej struny głosowe będą pośmiertnie zabalsamowane i będzie je można podziwiać w mauzoleum. Bo to autentyczna perła. Ponieważ los wskaże jeszcze w naszym zestawieniu Eurythmics, więc skupię się na solowej karierze. A ta była różna. Prawdziwym opus magnum była niewątpliwie płyta Diva. Płyta pełna, idealna, cudowna, przebojowa, pięknie zaśpiewana, pięknie zaaranżowana, pozbawiona słabych momentów. Ambitny pop, który po prostu zniewala liryzmem (Stay By Me), a który ma w sobie sporo radości (Walking on Broken Glass). Jest też cos z klimatu macierzystej formacji (Little Bird). No i jest Precious, jeden z utworów mojego życia, bez wątpienia. Majestatyczny, nieco podkręcony rytmicznie, zaśpiewany pięknie jak nigdy. Pop doskonały. Potem jej kariera nie miała już takiego blasku, ale zawsze była to taka diva muzyki pop. Dostojna i wyrazista.

Teledysk (wersja singlowa)





wersja nieokrojona - płytowa





Laurka:

Odds - Someone Who's Cool



środa, 20 lipca 2011

19 odsłona – wymieszaj cukier

Koszyk ciężki:

Foo fighters - my Hero

Nikt w najbardziej wyuzdanych snach nie spodziewał się, że foo fighters będą w stanie osiągnąć podobny poziom artystyczny, a przecież zdaniem wielu, nie bez kozery, przewyższa artystycznie Nirvanę. Dave Grohl zaskoczył wszystkich, chyba nawet sam siebie. Bo w 2011 roku wydał płytę na przekór całemu światu, pełną punkowej mocy, gdzie gitara wraca do łask i ma ona smak. Wielokrotnie udowadniał, że nie jest cieniem Kurta. Powodów jest kilkanaście, jednym z nich jest fakt, że to zupełnie inna muzyka. Bardziej osadzona w klasycznym gitarowym brzmieniu. Nie mam wątpliwości, że to muzyka rockowa w najlepszym tego słowa znaczeniu. Nie ma tu ni krztyny pozerstwa i kiepskiej jakości. Każda płyta kipi energią i autentycznością. Mieli moment słabości, ale błyskawicznie zweryfikowali tę postawę, udowodnili cudownymi piosenkami, że są wiarygodną załogą jak The Pretender, mającym w sobie coś z rock’n’rollowego luzu, jak post-beatlesowskim This Is A Call, czy punkową mocą w I'll Stick Around, czy popową lekkością w Learn To Fly, czy stoner rockowym ciężarem w Stacked Actors, lirycznym niemalże For All The Cows, rockowym, soczystym Rope. I oczywiście wciąż moim ulubionym My Hero. Mam wspomnienia, oj mam!!! No i ten teledysk. Mniam, rozkosz muzyczna.





Koszyk średni:

The Summer Obsession - Melt The Sugar

Melt the sugar to teoretycznie nic wielkiego. Prosta, pop-rockowa piosenka o różnych ludzkich sprawach. Świetny hit, który nuciłem często na pewnym etapie mojego życia, piękna piosenka, od której nie mogłem się uwolnić. Bo jest w niej wszystko za co kocham muzykę. Jest piękna melodia, sympatyczna aranżacja, po prostu fajna piosenka mająca coś w sobie z klimatu angels & and airwaves. Kapitalny hicior. 





koszyk lekki:

Alison Moyet - It Won't Be Long

Alison współtworzyła sympatyczną formację w latach 80-tych – Yazoo, ale solowo uwolniła się z więzów elektropopu i tworzyła bardzo wysmakowany i ambitny pop. Nie da się ukryć, że ta niewiasta miała do zaproponowania coś więcej niż tylko fajne melodie, bo głos do tej pory robi na mnie spore wrażenie. Głęboki, mocny, piękny. Alison wielokrotnie, nawet zabierając się za przystępne piosenki brzmiała przekonywująco. Dziś wszyscy zachwycają się Adelle. Myslę, że podobieństwo tych wokalistek jest spore. Mając na uwadze, że Adelka jeszcze musi się sporo nauczyć i nabyć doświadczenia. Nie mam wątpliwości, że Alison czy z zespołem, czy solowo, jest sporą indywidualnością.





Laurka:

Dead or Alive - You Spin Me Right Round (Like A Record Baby)

W latach 80 sporą popularność zyskała formacja Dead or Alive, spora była w tym zasługa dziwacznego wyglądu frontmana , dziwna fryzura, dziwne teledyski. Można było odnieść wrażenie, że to wszystko było trochę skrojone na listy przebojów, że miało być chwytliwe i łatwe. Otóż, to powierzchowne wrażenie, bo to kapitalna muzyka. Ale nie ma wątpliwości, że Dead or Alive artystycznie i wykonawczo stali daleko za wielkimi formacjami pokrewnymi stylistycznie, takimi jak Duran duran. Ale You Spin Me Right Round był ogromnym hitem na mojej liście w tym okresie. Poza tym to Dead or Alive wprowadzili do muzyki coś takiego jak remix, który okazał się ogromną innowacją.



piątek, 15 lipca 2011

Odsłona 17: Oko zła

Koszyk Lekki:

Duran Duran - Come Undone

Duran Duran – ostatnia odsłona przedstawiała w koszyku ciężkim Henry'ego Rollinsa i jego buldożera, otóż ten człowiek mówi tak: Tak, kupiłem singla Duran Duran w 1983 roku i tego samego dnia kupiłem jeszcze singla Culture Club. Dalej pisze o kilku innych płytach i nie ukrywa swojej fascynacji takimi klimatami. Początki tej formacji zapowiadały, że mamy do czynienia z wybitnym zespołem, wyróżniał się on bowiem skłonnością do grania utworów dość solidnie osadzonych w tradycji rockowej, brzmiało to wyjątkowo atrakcyjnie i świeżo i korespondowało silnie z modną sceną New romantic. Potem bywało różnie, czasem żenująco niestety. Oczywiście były momenty, takimi momentami są chociażby obecne, gdy panowie zachwycali mnie wspaniałymi przebojami, a były chwile wręcz wstydliwe. Na szczęście panowie stworzyli dużo pięknych piosenek i jak zwykle w takich wypadkach nie do końca wiem, którym utwór jest tym moim naj naj. Bo czy wziąć mocne Careless Memories, czy przepiękne Save A Prayer, czy noworomantyczne Planet Earth, czy też nerwowe A View To A Kill, czy nawet zaskakująco świeże Girl Panic! z tego roku, a może dyskotekowe Violence Of Summer. Zaskoczę Was, nie pierwszy raz i pewnie nie ostatni. Ponieważ wybrałem znowu balladę, Come Undone ze stosunkowo świeżego albumu „weselnego”. Ballada ta nie wszystkim się podoba, bo jest w gruncie rzeczy miękka i lekka. Ale pamiętam jak dziś jak strasznie odpłynąłem na jej punkcie, tym bardziej, że ballady to nie była specjalność tej formacji. Ale naprawdę to był trudny wybór i być może jutro wybrał bym inny utwór. 





Koszyk ciezki:

Fu manchu - Evil eye

Stoner rock w stanach cieszył się zawsze o wiele większą popularnościa niż w Europie, nie bardzo wiem dlaczego, bo w gruncie rzeczy to bardzo fajne gitarowe łojenie. Ale wytłumaczenie jest chyba prostsze niż sądziłem. To po prostu mało przebojowa muzyka, mało melodyjna, często bardzo psychodeliczna, odjechana i cięzka, brudna, pustynna. Wymagająca sporo cierpliwości od słuchacza. Próby uczłowieczenia tego nurtu z reguły kończyły się sukcesem, Queens Of The Stone Age, Clutch, Orange Goblin, Eagles of Death Metal, nawet ostatnio Arctic Monkeys. Ale mało kto brał się za granie melodyjne. Dlatego ta muzyka pozostanie niszowa. Fu manchu potrafią i jedno i drugie. Są buldozery takie jak hell on Wheel, są mocno osadzone w tradycji kawałki w stylu Hung Out To Dry, punkowe niemalże I Can't Hear You, ale na szczęście są też rasowe hiciory takie jak Squash That Fly cz kompletnie obłędne Evil eye, jak dla mnie absolutnie rewelacyjny kawałek. Pustynny przebój. 





Koszyk średni:

Pay the girl – Freeze
Jak zawsze ciężko pisze się o formacji, która przeleciała niczym meteor i znikła, nagrywając jeden porządny utwór, oczywiście, znajdą się tacy, którzy Freeze tez uznają za słaby utwór, ale ja słuchałem go kiedyś na okrągło. Melodia jest tak kapitalna, że nie mogłem się oderwać. I podtrzymuję to. To przepiękna, rockowa ballada. Budzi różne skojarzenia muzyczne i nie zawsze te najlepsze, bo to nie jest muzyka odkrywająca nowe lądy. Ale to był słodki hit, jeden z hitów mojego życia. Wrzućcie na małżowiny i dajcie się ponieść. Warto. 





Laurka:

The Rakes - We Danced Together