wtorek, 24 maja 2011

12 odsłona - 25 maja 2011 - Koń zwany wojną

Koszyk lekki

The Sundays - Here's Where The Story Ends

Właściwie to nie koszyk lekki, to arcy-hiper-lekki. The Sundays to muzyka tak delikatna, można mieć wrażenie, że delikatna jak pajęcza nić. Dziś niewiasty dwoją się i troją. Śpiewają w różnych konfiguracjach wokalnych, wydają fortuny na lekcje śpiewu, Rycza, wyją, szepczą. Każda wydaje się wielkim odkryciem, ale żadna nie umywa się do Harriet Wheeler. Oczywiście to nie Elizabeth Frazer czy Sinead O Connor, ale talent wokalny ogromny. Talent wykorzystany w stu procentach, bo tak wielu pięknych piosenek doczekaliśmy się ze stajni The Sundays, bajecznych, pięknych, typowych dla stylistyki 4AD ale mającej coś z klimatu dobrego pop-rocka, praktycznie nie ma tu słabej kompozycji. The Sundays to rzecz obowiązkowa dla każdego, kto ceni sobie eteryczny pięknie zaśpiewany, pięknie zagrany pop-rock, bez łzawej miałkości i ckliwej popowej mdłości. Wszystko jest tu niebiańskie. Muzyka niestarzejąca się.  Here's Where The Story Ends – to jedna z moich muzycznych miłości.



Koszyk średni

Moist – Resurrection

Kanadyjczycy wielokrotnie zmuszali mnie do kapitulacji. Kompletnie niesamowitymi melodiami, genialnymi aranżacjami, emocjonalnym sposobem artykułowania, niebywała mocą i sposobem śpiewania. Wykroili mnóstwo rewelacyjnych przebojów, które w gruncie rzeczy przepadły. Oczywiście ci, co lubili Z-rock 50 znają ich doskonale, ale kto zna z-rocka? Maniacy gitarowej muzyki. Weźcie Kill For You z kompletnie szalonym śpiewem i karkołomną solówka gitarową, narkotyczny Liberation, psychodeliczny Leave It Alone, zupełnie majestatyczny Morphine, czy prawdziwy hymn – Silver. Oni są niepowtarzalni i zostaną tylko dla nielicznych. Szkoda. Wstyd nie znać.
Resurrection to kwintesencja rocka. Jakbyście spotkali na swojej drodze Marsjanina i on spytałby się co to jest muzyka rockowa to puście mu Resurrection. Idealna melodia, genialne emocje, świetny teledysk, kapitalny tekst, kapitalne brzmienie
.


Koszyk cięzki:

Pride & Glory - Losin' Your Mind

Jak usłyszałem tę pieśń, każdy włos zjeżył mi się na głowie. Muzyka gitarowa zamoczona w południowym brzmieniu niemalże w klimacie klasyków southern rocka – Lynyrd skynyrd. Kupiłem kasetę, nie tylko ze względu na Zakka Wylde’a, jego wywalonych w kosmos solówek, ale przede wszystkim liczyłem na dobrego rock’n’rolla. I stało się. Zakk nie jest megalomanem. Jego muzyka, genialna technicznie ma wszystko co powinna mieć muzyka rockowa. Dowcip, melodię, rytm, fajne brzmienie, wszystko. To wspaniała płyta, właściwie kaseta J Dziś ciężko do mnie dotrzeć z takim brzmieniem, bo muzycy zapomnieli co jest istotą rock’n’rolla. To zabawa i dobra melodia. Ni ma już takich kapel, są tylko podróbki.  Muzycy koncentrują się na udziwnianiu i przeginaniu w stronę progresywnej nudy. Losin' Your Mind – idealna piosenka hard rockowa.



poniedziałek, 23 maja 2011

11 odsłona - 17 maja 2011 - dwójka książąt


11 odsłona - Dwójka książąt 

Koszyk lekki: 
Heart – Alone 

Kilka sekund przed wybuchem grunge’u Seattle to była deszczowa mieścina na krańcu Stanów. Mało kto był świadomy co może się stać. Co zrobi kilku facetów we flanelowych koszulach. Heart też stamtąd pochodził i grał muzykę zupełnie odmienną, kilka sekund przed… .To był pop – rock skrojony niemalże idealnie po to by hasał po listach przebojów. Tylko jest w tej muzyce coś ponadczasowego, coś co nie pozwoliło umrzeć tej muzyce po kilku latach, bo z przyjemnością sięgam po nią po dziś dzień. To głos Ann Wilson. Nie oszukujmy się, muzyka Heart zestarzała się, brzmi momentami bardzo źle. Ale od czego są ponadczasowe hity? Takie jak All I Wanna Do Is Make Love To You, jak Alone. Kiedy wydawać się mogło, że śladem Pat Benatar czy Lity Ford, Heart mógł zboczyć na trasę miałkiego, mdłego popu. Ann zawsze tchnęła życie w tą muzykę. Zawsze dzięki niej te banalne piosenki nabierały mocy i ognia. Oczywiście zawsze czegoś tam brakowało, by postawić ich obok the Pretenders. Posłuchajcie tej niesamowitych wokaliz i zrozumiecie, że to był pop najwyższej próby. Kiedy artystyczne odloty schodziły na drugi plan. Kiedy po prosty chciało się posłuchać dobrej muzyki na prywatce. A na takowe chodziłem od czasu do czasu. 

 

Koszyk średni: 
Spin Doctors - Two Princes 

Jeden z najciekawszych kapel jakie chodziły po naszym globie. Większość z nas patrzy na zespół z perspektywy Two Princes, utworu nieprawdopodobnie chwytliwego, radosnego, żywego, z resztą to był mój utwór roku 1993. Sięgnąłem po płytę, a tu psikus. Okazało się, że podobnie jak Train czy Dave Matthews Band panowie zakochani są w jamowaniu. W robieniu rzeczy pokręconych i nietuzinkowych. Kochaja długie, rozbudowane koncerty w klubach. Na singlu wyszły przecież pogięte do cna What Time Is It czy Cleopatra's Cat, czyli najeżonych solówkami songami w klimacie niemalże Primusa. Antyprzebojowe, acz rewelacyjne.Także sukces komercyjny był chyba trochę dziełem przypadku. Musze jednak zaznaczyć, że granica między miłością a niechęcią bywa cienka. Bywało, że ten klimat eksperymentu potrafił na płytach być męczący. Co innego koncerty. Tak czy siak pozostało po nich kilka naprawdę znakomitych piosenek. I własny, łatwo rozpoznawalny styl. No i two Princes – tak przebojowe, że aż zatyka dech w piersiach, ale zaproszenie do ambitniejszego świata Chris z chłopakami wysyłali dopiero kilka sekund później. Niektórzy zaproszenie przyjęli. 

 

Koszyk cięzki: 
Vex Red - The Closest 

Podmuch mocy, ale też jest coś przykuwającego uwagę, bo piosenka ma w sobie coś z wczesnego Stabbing Westward, czyli przystępny rock industrialny, jest też cos metalicznego, bardzo ognisty klimat ze świata A perfect circle. Can't Smile ma tez coś z klimatu Silverchair. Fast Cars – trochę jak Deftones, Vex Red nieco w klimacie Flaw. Czyli przegląd najlepszego w ciężkiej muzyce. Szkoda, że po jednej płycie się rozstali, bo mogli się jeszcze nieźle rozwinąć artystycznie. Dla mnie to było spore objawienie. 

 

laurka: 
Wprowadziłem tzw. laurkę, czyli czwarty utwór, który gra w mojej duszy ale nie roznosi jej na strzępy. Warto posłuchać, zwrócić uwagę, ale nie wchodzi w zakres tzw. hitów mojego życia. Warto posłuchać, bo to były ważne dla mnie piosenki, ale nigdy nie dorównywały tym trzem powyższym koszom. 

Ultrapull - Out For Me 

http://www.reverbnation.com/play_now/8405447 

Dziś już anonimowa formacja, której poznanie było dla mnie potężną frajdą. Muzyka niezbyt odkrywcza, bo stylistycznie zbliżona do Everclear, ale płyta From All Directions zabija ilością cudownych melodii.

poniedziałek, 9 maja 2011

10 odsłona - 10 maja 2011 - wybory PURH-a

Tool – H.

Pisanie o Toolu powinno nazywać się arcypisaniem, to muzyka wybitna. Pamiętam jaki był szok jak sporo pismaków ochrzciło to metalową poezją. Niektórzy wielcy, tacy jak Tomek Beksiński nie potrafili tego przełknąć. Bo to bardzo trudna, zgrzytliwa, chora i nieokiełznana muzyka. Jest w niej poezja, faktycznie, ale nieco neurotyczna. Tutaj brak jest jakiejkolwiek lekkości, wszystko jest arcyciężkie, ale jednocześnie piękne i pociągające. To brzmienie gitary, świdrujące i pełne zgiełku, to posępne acz przestrzenne brzmienie, rytm kompletnie narkotyczny, zawodzenie Maynarda Jamesa Keenana, przechodzące w krzyk, czasem w jęk, czasem w jakąś modlitwę. To wszystko ma cechy jakiegoś misterium. To jest metal progresywny w najpełniejszym tego słowa znaczeniu. Nie ma tam odlotu w jakieś niedostępne dla nikogo muzyczne bezkresy, bo ta muzyka okazała się sukcesem komercyjnym (sic!), nie ma tam autouwielbienia, bo H. trwa 6 minut a mam wrażenie jakby trwało 2 sekundy i jest poczucie głodu i wielkiej radości tworzenia. Nie ma tam nic w nadmiarze. Płyta idealna. Metal idealny. Aha, przebój? Nic z tych rzeczy.



R.E.M. - Texarkana

Ta formacja tworzy wiele lat i właściwie wogóle się nie zmienia. Można się zastanawiać, jak tak można, toż to świętokradztwo. Świat się zmienia, obyczaje i podejście do muzyki. Po co ten konserwatyzm? Chyba ma to w sens, nie w sprawach gospodarczych czy politycznych, ale muzycznych. Można być tak, jak niektóre formacje wyśmiewane, szydzone, a można brzmieć świeżo i przekonująco. Bo R.E.M. mimo niewielu zwrotów stylistycznych mieli jedną cechę, która ich zawsze wynosiła na piedestał. Przebojowość i umiejętność przyglądania się trendom. Tak. Bo jak trzeba to znalazła się kolaboracja z Peaches, jak trzeba to i Kate Pierson zaśpiewała . I nie ma w tych zestawieniach ni krztyny dyletanctwa i bezguścia. Michael Stipe potrafił wykrzesać z każdej piosenki, z każdego artysty-gościa coś cennego. On się uczy od innych czegoś nowego będąc cały czas sobą. No i ten głos. I Te gitary. Michael jest wokalistą tak oryginalnym i wspaniałym, że nawet jeśli ogłuchnę, to wyczuję jego głos, te wibracje, te emocje. I te śpiewanie w tle Mike’a Millsa, coś nie do podrobienia. No i Peter Buck, powiem nie bez przesady, że to motor tej muzyki. Z pogranicza rocka, country, Folka i innych południowo amerykańskich stylów.



Kate Bush - the sensual Word

Muzyczny obraz pełen erotyzmu i liryzmu. Wierzyć mi się nie chce, że tak zwykła folkowo-rockowa piosenka została zamieniona w pełen seksu manifest miłości. Kate śpiewa tu w sposób niedostępny jakiejkolwiek kobiecie na tym globie. W ogóle porównajcie sobie to z jakimiś wypocinami Rihanny. Jak dla mnie, jak mam mówić o piosence idealnej, to ona właśnie taka jest. Kobieca, piękna, cudownie zagrana, zaśpiewana, lekka, emocjonalna. Ciarki przechodzą mi po plecach, nogach, a to cudowne zawodzenie powoduje dalsze eksploracje ciarek. Zobaczcie teledysk. Wieczór z taką kobietą i można umierać.

_________________

wtorek, 3 maja 2011

9 odsłona - 4 maja 2011 - hinduskie jazdy

1 koszyk: 

Nirvana – Lithium

Cobain skradł moją duszę. Chyba niewiele jest formacji, które w tym samym stopniu mnie zachwyciły. Mało płaczę, ale po śmierci Kurta poduszka była mokra. Mało było ludzi niezwykłych w swej zwykłości. Muzyka prościutka, momentami banalna, ale jakże piekna i autentyczna. Jak fantastycznie słucha się ich każdej płyty czy to przesyconej bólem In Utero  czy przebojowej Nevermind  czy magicznej MTV Unplugged In New York , czy garażowej Bleach. Ostatnio pisałem  o Soundgarden, formacji z tego samego koszyka stylistycznego, ale jakże innej. Cobain ma zupełnie inny głos, niemalże punkowy, niedbały, garażowy, muzyka tez bardziej nieokiełznana,  bliżej jej do punk-rocka czy hardcore’a spod znaku Mudhoney niż do heavy metalu. Mogę tak pisać bez końca. Powiem tyle, śmierć Kurta zadziałała na mnie jak działa na każdego nastolatka odejście idola. Ból. Nie mogło być inaczej, nie wyobrażam sobie by tak niepokorna dusza jak On 
dalej tworzył. Jest dla mnie ikoną. Wielki szacunek.


2 koszyk: 


KulaShaker –Tattva

Kupiłem sobie ich kasetę i pamiętam po kilku przesłuchaniach spaliłem pewne niepokorne ziele. I  odleciałem zupełnie w klimat hinduski i jednocześnie czasy flower-power. Nie zapomnę jak po setnym którymś taśma nie wytrzymała. Ileż może wytrzymać ? Niebotyczne zjawisko, niezwykły luz, kompletnie spontaniczna sprawa, nie było w tym ani grama koniunkturalizmu, porażało to wszystko  świeżymi pomysłami i młodzieńczą energią. Uwielbiali brzmienie sitara a ta pozamuzyczna otoczka zrobiła na mnie spore wrażenie. KulaShaker to była efemeryda. Sława, pieniądze, poklask krytyków prysnął jak bańka mydlana. Ciężko było wrócić do tego klimatu. Dziś tworzą nadal bez presji jaka ni nich ciążyła po debiucie. Może nie ma w tym tego co na 
debiucie. Tego fantastycznego klimatu. Ale są.





3 koszyk : 


The Killers - Jenny Was A Friend Of Mine

Mało kto mnie sponiewierał swoim debiutem jak The Killers. Jenny Was A Friend Of Mine był jedna z tych piosenek, przy których klęknąłem. Dla mnie to była doskonałość i byłem pewien w dwustu procentach, że to formacja, która skradła wszelkie sceny muzyczne na wiele, wiele lat, która nie będzie w stanie znaleźć godnego następcę przez dekadę. Debiut The Killers, choć nie pozbawiony wad, był czymś zupełnie niesamowitym.  Ta płyta, a ta pieśń w szczególności, po prostu mnie pozamiatała. Jak dramatycznie spadła w dół artystycznie ta formacja – każdy wie. Day & Age jest po prostu straszna. Ale Ten Debiut, tego nikt im nie odbierze. To oni sami wyszarpali. Jak Małysz medale olimpijskie. Złoto w pełnej krasie.