Odsłona 40 - Król jest tylko jeden
Koszyk ciężki:
30 Seconds to Mars - Echelon
Ileż kontrowersji powstało wokół tej formacji, ileż niesmaku, ileż goryczy. To oczywiście kwestia dziwnego image’u, muzyki granej pod publiczkę, plastykowego zachowania, jakiegoś infantylnego i sztucznego podejścia do publiczności. Zapomnijmy o Marsach AD 2012 i cofnijmy się o kilka lat, gdy Jared i ekipa zaczynali przygodę z muzyką, gdy to wszystko było jeszcze czyste, unikatowe, porywające, świeże. A takie właśnie było, do tej pory ciary chodzą mi po plecach, gdy słyszę niesamowity, nieprawdopodobnie powalający mocą Capricorn, pełen jakieś furii w Edge of the Earth, czy kompletnie powalający Fallen. Wszystko to było poukładane, ale miało dozę niezbędnego szaleństwa, było świeże i autentyczne. No i Echelon - klasyka math rocka. Kawałek po prostu nie do opisania zwykłymi słowami, narastający, nieoczywisty, kończący się wprost niesamowicie. Dziś właściwie pozostał rozmach i siła, ale nie ma już nic poza tym, no i ten cholerny emo-niesmak, nie o to chyba chodziło.
Koszyk średni:
Dishwalla - Counting Blue Cars
Ekipa z Santa Barbara otrzymywała tak rewelacyjne recenzje, że skusiłem się swego czasu na kupno kasety “Pet your friends”. Okładka przestawiająca roześmianą dziewuchę trzymającą na smyczy sarnę bardzo mi się spodobała. No i to co najważniejsze - nieprawdopodobnie chwytliwe i doskonałe melodie, których nikt w dzisiejszych czasach nie jest w stanie wygenerować. Charlie Brown's Parents zachwyca częstymi zmianami tempa i emocji, w obrębie jednej piosenki dzieje się tyle, że można obdzielić kilkanaście innych. Explode eksploduje furią i złością, Miss Emma Peel powala niecodziennie cudowną melodią i słodyczą, Pretty Babies kołysze energicznym stąpaniem z delikatnym głosem, Feeder buja, ach jakże lubię maczać się w tych dźwiękach, upajać tak optymalną mieszanką popu i rocka. Każdy kto lubi dobry pop-rock powinien koniecznie poznać ten krążek. Nie jest to jakieś arcydzieło ale kopalnia wspaniałych hitów. Zupełnie niedzisiejszych. No i Counting Blue Cars. Ogromny hit na listach posiadający niesamowitą melodię i głębię. Piękny na wskroś - by nie powiedzieć idealny.
Koszyk Lekki:
Michael Jackson - Beat It
Wielki król popu, nie ma w tym tytule ani grama przesady, to człowiek, który namacalnie zmienił świat swoją muzyką, spod jego ręki taśmowo wychodziły kawałki o jakie wielu muzyków modli się wieczorami. To artysta, którego geniusz kompozytorski na pewnym etapie był wprost nie do wyobrażenia, to człowiek, który miewał boskie przebłyski. Dobra koniec wychwalanek. Broni się muzyka, to świadectwo genialności o jakiej piszę. Tu aż się roi od wspaniałych piosenek, czy to będzie skoczny Smooth Criminal, pięknie funkujący Thriller, utrzymany w klimacie RNB Remember the time, rockowo brzmiący Give In To Me, słodziutki Man in the Mirror, mający coś z klimatu hip hopu In The Closet, przepiękny Dirty Diana, czy pełen delikatności Who Is It. Wymieniać można właściwie bez końca. Wszystko oczywiście perfekcyjnie dopieszczone aranżacyjnie, świetnie i z emocją zaśpiewane, pełne rozmachu. Każda piosenka ma znaczenie, tu nie ma zapchajdziur, tu nie ma pójścia na łatwiznę. No i mój ulubiony Beat It z gościnnym udziałem Eddiego Van Halena. Kawałek, który wyprzedził epokę, nie mam żadnych wątpliwości. Arcydzieło muzyki pop. Ikona. Michael zawsze będzie moim prywatnym królem popu.
Laurka:
Ashes of soma - Emancipate
Koszyk ciężki:
30 Seconds to Mars - Echelon
Ileż kontrowersji powstało wokół tej formacji, ileż niesmaku, ileż goryczy. To oczywiście kwestia dziwnego image’u, muzyki granej pod publiczkę, plastykowego zachowania, jakiegoś infantylnego i sztucznego podejścia do publiczności. Zapomnijmy o Marsach AD 2012 i cofnijmy się o kilka lat, gdy Jared i ekipa zaczynali przygodę z muzyką, gdy to wszystko było jeszcze czyste, unikatowe, porywające, świeże. A takie właśnie było, do tej pory ciary chodzą mi po plecach, gdy słyszę niesamowity, nieprawdopodobnie powalający mocą Capricorn, pełen jakieś furii w Edge of the Earth, czy kompletnie powalający Fallen. Wszystko to było poukładane, ale miało dozę niezbędnego szaleństwa, było świeże i autentyczne. No i Echelon - klasyka math rocka. Kawałek po prostu nie do opisania zwykłymi słowami, narastający, nieoczywisty, kończący się wprost niesamowicie. Dziś właściwie pozostał rozmach i siła, ale nie ma już nic poza tym, no i ten cholerny emo-niesmak, nie o to chyba chodziło.
Koszyk średni:
Dishwalla - Counting Blue Cars
Ekipa z Santa Barbara otrzymywała tak rewelacyjne recenzje, że skusiłem się swego czasu na kupno kasety “Pet your friends”. Okładka przestawiająca roześmianą dziewuchę trzymającą na smyczy sarnę bardzo mi się spodobała. No i to co najważniejsze - nieprawdopodobnie chwytliwe i doskonałe melodie, których nikt w dzisiejszych czasach nie jest w stanie wygenerować. Charlie Brown's Parents zachwyca częstymi zmianami tempa i emocji, w obrębie jednej piosenki dzieje się tyle, że można obdzielić kilkanaście innych. Explode eksploduje furią i złością, Miss Emma Peel powala niecodziennie cudowną melodią i słodyczą, Pretty Babies kołysze energicznym stąpaniem z delikatnym głosem, Feeder buja, ach jakże lubię maczać się w tych dźwiękach, upajać tak optymalną mieszanką popu i rocka. Każdy kto lubi dobry pop-rock powinien koniecznie poznać ten krążek. Nie jest to jakieś arcydzieło ale kopalnia wspaniałych hitów. Zupełnie niedzisiejszych. No i Counting Blue Cars. Ogromny hit na listach posiadający niesamowitą melodię i głębię. Piękny na wskroś - by nie powiedzieć idealny.
Koszyk Lekki:
Michael Jackson - Beat It
Wielki król popu, nie ma w tym tytule ani grama przesady, to człowiek, który namacalnie zmienił świat swoją muzyką, spod jego ręki taśmowo wychodziły kawałki o jakie wielu muzyków modli się wieczorami. To artysta, którego geniusz kompozytorski na pewnym etapie był wprost nie do wyobrażenia, to człowiek, który miewał boskie przebłyski. Dobra koniec wychwalanek. Broni się muzyka, to świadectwo genialności o jakiej piszę. Tu aż się roi od wspaniałych piosenek, czy to będzie skoczny Smooth Criminal, pięknie funkujący Thriller, utrzymany w klimacie RNB Remember the time, rockowo brzmiący Give In To Me, słodziutki Man in the Mirror, mający coś z klimatu hip hopu In The Closet, przepiękny Dirty Diana, czy pełen delikatności Who Is It. Wymieniać można właściwie bez końca. Wszystko oczywiście perfekcyjnie dopieszczone aranżacyjnie, świetnie i z emocją zaśpiewane, pełne rozmachu. Każda piosenka ma znaczenie, tu nie ma zapchajdziur, tu nie ma pójścia na łatwiznę. No i mój ulubiony Beat It z gościnnym udziałem Eddiego Van Halena. Kawałek, który wyprzedził epokę, nie mam żadnych wątpliwości. Arcydzieło muzyki pop. Ikona. Michael zawsze będzie moim prywatnym królem popu.
Laurka:
Ashes of soma - Emancipate
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz