Koszyk Ciężki:
The Step Kings – Vibe
Kolejna formacja, która niczym meteor przemknęła przez listy, zestawienia, ludzkie serca. Właściwie Let's Get It On! Była płytą kompletnie niezauważoną moim zdaniem. A była niezwykle wartościową mieszanką hardcore’a, rapcore’a i crossover. Rewelacyjnie pracowała tam sekcja rytmiczna, w tym niepodrabialna gitara basowa. Oczywiście formacja nie stroniła od zupełnie zwariowanych eksperymentów, w Burn in hell z repertuaru Twisted Sister (sic!) brzmią niczym heavymetalowy Biohazard, One and One to paranoiczne granie w stylu One Minute Silence, Imbalance ma w sobie coś z naspeedowanym Red Hot chilly peppers, albo bardziej Insolence, 3 The Hard Way jest utrzymany w klimacie Primer 55, we Friends tłuką niemalże jak Sevendust. No i fantastyczne Right Is Wrong, które ma w sobie dużo ze stylistyki Snot oraz genialne, ultra przebojowe Vibe. Przeleciało i co najgorsze, druga płyta przyniosła sporo ciekawych zwrotów stylistycznych i nadzieję, że dla nich nie będzie żadnych barier, ale publiczność już nie kupiła tego bardziej wyrafinowanego oblicza.
Koszyk Średni:
Harvey Danger - Flagpole Sitta / Wine, Women, and Song
Harvey Danger tak mocno są Amerykańscy, że aż jest to wyczuwalne przez skórę, każda ich nuta to pozdrowienia z USA. Co ciekawe formacja pochodzi ze Seattle, także naleciałości tamtej sceny bywają obecne w ich twórczości . Dość znamiennym wyróżnikiem ich twórczości jest rubaszna wesołkowatość w stylu The Presidents of USA (Meetings With Remarkable Men) czy też typowe dla Pixies linie melodyczne (Carlotta Valdez) czy też Weezerowe wygłupy połączone z bardzo rozsądnym rozłożeniem napięcia, co często stosował Talking Heads (Authenticity), sporo też wspólnego mają z Indie rockowym hałasowaniem spod znaku Nada Surf (Private Helicopter). W późniejszym okresie w tym i teraz, formacja brzmi głębiej, dojrzalej, melodie nie są już tak czytelne i łatwe, aranżacje bogatsze i bardziej wyrafinowane, istną wisienką na torcie jest przepiękny Wine, Women, and Song zagrany z prześlicznym akompaniamentem na pianinie. Oczywiście straciła na tym zawadiackość i szaleństwo, ale na pewnym etapie wręcz nie wypada grać tego samego. Dlatego zdecydowałem się zaliczyć obie piosenki w poczet hitów mojego życia Flagpole Sitta i Wine, Women, and Song – z różnych muzycznych światów. Z pięknych światów. Obie równie doskonałe.
Koszyk Lekki:
Tasmin Archer- Somebody's Daughter
Pierwszy kontakt z Tasmin był jękiem zachwytu, świat po prostu oniemiał, Sleeping Satellite, choć już nieco zapomniany, jest nadal bardzo łatwo rozpoznawalny i ponadczasowy. To piosenka popowa, której zazdrości każdy popowy artysta, lekkość, przebojowość, delikatność, ale i dojrzałość. Wszystko się tu kleiło i nie miało nawet odrobiny znamion tandety czy koniunkturalizmu. Czyściutki głos, mający soulowe proweniencje i przepyszne aranżacje, wszystko to było skazane na sukces. Ale mi było mało, do momentu aż usłyszałem Somebody's Daughter, postanowiłem kupić płytę i byłem w szczerym szoku. Kopalnia przebojów, pełnych zadumy, ale jednocześnie doskonale wykonanych i skrojonych. Czy to będzie majestatyczne In Your Care, czy mające coś z klimatu country Lords of the New Church, czy słodziutki jak miód Arienne, czy popowo-smoothjazzowe Hero (skojarzenia z Baśką na miejscu) mające w sobie coś z klimatu Propagandy Halfway To Heaven, czy genialny na wskroś Somebody's Daughter, nieprawdopodobnie śliczna piosenka doskonale wywarzona i zaaranżowana okraszona niecodziennie piękną melodią.
Laurka z koszyka ciężkiego:
Soil - Breaking Me Down
The Step Kings – Vibe
Kolejna formacja, która niczym meteor przemknęła przez listy, zestawienia, ludzkie serca. Właściwie Let's Get It On! Była płytą kompletnie niezauważoną moim zdaniem. A była niezwykle wartościową mieszanką hardcore’a, rapcore’a i crossover. Rewelacyjnie pracowała tam sekcja rytmiczna, w tym niepodrabialna gitara basowa. Oczywiście formacja nie stroniła od zupełnie zwariowanych eksperymentów, w Burn in hell z repertuaru Twisted Sister (sic!) brzmią niczym heavymetalowy Biohazard, One and One to paranoiczne granie w stylu One Minute Silence, Imbalance ma w sobie coś z naspeedowanym Red Hot chilly peppers, albo bardziej Insolence, 3 The Hard Way jest utrzymany w klimacie Primer 55, we Friends tłuką niemalże jak Sevendust. No i fantastyczne Right Is Wrong, które ma w sobie dużo ze stylistyki Snot oraz genialne, ultra przebojowe Vibe. Przeleciało i co najgorsze, druga płyta przyniosła sporo ciekawych zwrotów stylistycznych i nadzieję, że dla nich nie będzie żadnych barier, ale publiczność już nie kupiła tego bardziej wyrafinowanego oblicza.
Koszyk Średni:
Harvey Danger - Flagpole Sitta / Wine, Women, and Song
Harvey Danger tak mocno są Amerykańscy, że aż jest to wyczuwalne przez skórę, każda ich nuta to pozdrowienia z USA. Co ciekawe formacja pochodzi ze Seattle, także naleciałości tamtej sceny bywają obecne w ich twórczości . Dość znamiennym wyróżnikiem ich twórczości jest rubaszna wesołkowatość w stylu The Presidents of USA (Meetings With Remarkable Men) czy też typowe dla Pixies linie melodyczne (Carlotta Valdez) czy też Weezerowe wygłupy połączone z bardzo rozsądnym rozłożeniem napięcia, co często stosował Talking Heads (Authenticity), sporo też wspólnego mają z Indie rockowym hałasowaniem spod znaku Nada Surf (Private Helicopter). W późniejszym okresie w tym i teraz, formacja brzmi głębiej, dojrzalej, melodie nie są już tak czytelne i łatwe, aranżacje bogatsze i bardziej wyrafinowane, istną wisienką na torcie jest przepiękny Wine, Women, and Song zagrany z prześlicznym akompaniamentem na pianinie. Oczywiście straciła na tym zawadiackość i szaleństwo, ale na pewnym etapie wręcz nie wypada grać tego samego. Dlatego zdecydowałem się zaliczyć obie piosenki w poczet hitów mojego życia Flagpole Sitta i Wine, Women, and Song – z różnych muzycznych światów. Z pięknych światów. Obie równie doskonałe.
Koszyk Lekki:
Tasmin Archer- Somebody's Daughter
Pierwszy kontakt z Tasmin był jękiem zachwytu, świat po prostu oniemiał, Sleeping Satellite, choć już nieco zapomniany, jest nadal bardzo łatwo rozpoznawalny i ponadczasowy. To piosenka popowa, której zazdrości każdy popowy artysta, lekkość, przebojowość, delikatność, ale i dojrzałość. Wszystko się tu kleiło i nie miało nawet odrobiny znamion tandety czy koniunkturalizmu. Czyściutki głos, mający soulowe proweniencje i przepyszne aranżacje, wszystko to było skazane na sukces. Ale mi było mało, do momentu aż usłyszałem Somebody's Daughter, postanowiłem kupić płytę i byłem w szczerym szoku. Kopalnia przebojów, pełnych zadumy, ale jednocześnie doskonale wykonanych i skrojonych. Czy to będzie majestatyczne In Your Care, czy mające coś z klimatu country Lords of the New Church, czy słodziutki jak miód Arienne, czy popowo-smoothjazzowe Hero (skojarzenia z Baśką na miejscu) mające w sobie coś z klimatu Propagandy Halfway To Heaven, czy genialny na wskroś Somebody's Daughter, nieprawdopodobnie śliczna piosenka doskonale wywarzona i zaaranżowana okraszona niecodziennie piękną melodią.
Laurka z koszyka ciężkiego:
Soil - Breaking Me Down
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz