piątek, 27 lipca 2012

Odsłona 46: Tańczę w swojej krwi

Koszyk Ciężki:

Waltari - Color TV


Przyznam się, że gdy po raz pierwszy usłyszałem tę piosenkę, myślałem, że jestem poddany eksperymentom przez kosmitów. Finowie zrobili ze mojej głowy paprykarz szczeciński łącząc death metal z beztroskim popem. Na takie szaleństwo mogą sobie pozwolić nieliczni, wykracza to poza ramy jakiejkolwiek konwencji. Przeryczane canto kontrastuje ze słodką melodią w refrenie w sposób perfidny i słodki jednocześnie. Ale oczywiście to były ich początki, gdy można było się po nich spodziewać dosłownie wszystkiego. Bo taki So Fine to kompletnie niezwykła muzyka łącząca skandynawski folk z techno i metalem, a to połączenie miało znamiona zupełnie naturalnego i jakby oczywistego. The stage to przecież przepiękna ballada, której melodia została w mojej głowie na zawsze, kocham ją, Atmosfear ma w sobie coś z rapowani, elektronika, pop, metal, no i piękny cover A Forest z repertuaru The cure. Wymieniać można bez końca. Niezwykle eklektyczna formacja, dla której nie istniały żadne bariery, granice i konwenanse. Początek kariery mieli boski na wskroś. Najlepsza kapela z Finlandii!!!




Koszyk średni

TV on the Radio - Staring at the Sun

TV on the radio – już sama nazwa mówi: ostrożnie z ogniem, stąpacie po grząskim gruncie. Tutaj naprawdę jak w dobrym filmie – spodziewaj się niespodziewanego. Nowojorczycy doskonale wyczuli koniunkturę i potrzeby słuchacza, pozostając przy okazji w niszy artystycznego niepokoju i braku pokory. Nie pieścili się zupełnie łącząc jazz z industrialem (The Wrong Way), krojąc ambient podszyty bezczelnością rodem z punk-rocka (Wolf Like Me), strugając elektropopowe Staring at the Sun raczej mijali listy przebojów za sprawą przaśnego, jak na te czasy podejścia do instrumentarium. I Was A Lover to psychopatyczna ballada, która ma w sobie coś z choroby psychicznej, Ambulanse – to śpiewany a’capella jakiś punkowy manifest. Można by tak opisywać bez końca niespotykaną u normalnego zjadacza chleba inwencję i odwagę. Ale nie ma to sensu. Choćby z powodu, że potrafili pisać fajne piosenki . Nie bali się przekazać swojej myśli artystycznej i byli konsekwentni. Bardzo ważna formacja młodego pokolenia.




Koszyk lekki

Men, Women & Children - Dance in My Blood

Nie zapomnę okoliczności poznania tej piosenki. To kamień milowy w muzyce. W moim odczuciu. Ponieważ przed poznaniem jej byłem dość mocno zakręcony na punkcie gitarowego grania i dość ostro siedziałem w ciężkiej muzyce. Pop dla mnie nie istniał. Ni cholerę. Men, Women & Children zrobili coś niewykonalnego. Pokazali, że można z disco spod znaku WMCA stworzyć coś naprawdę bardzo atrakcyjnego. Obok Scissor Sisters i Under the Influence of Giants przełamali hegemonię rocka w moim myśleniu i światopoglądzie. Od Men, Women & Children zaczęła się kompletna rewolta w moim pojęciu i pojmowaniu muzyki. Przez 10 lat brzydziłem się tańcem! Oni to zmienili. Gdy słyszałem pierwszy raz w radio Wazee niemalże oniemiałem. Kocham ich za to, że pokazali coś co wydawało mi się okropne w tak fajnym świetle. Dziś już wiem, że inteligentne połączenie rocka i disco to po prostu klucz do sukcesu w dojściu do mojego serca.

Laurka: Gomez - Get Myself Arrested

wtorek, 3 lipca 2012

Odsłona 45: Niedrogi syntezator

Koszyk lekki:
The Black Ghosts - Full Moon 
Rok 2009
Zaczyna się niesamowicie, płynie, ale jednocześnie skacze. Do nietypowe ani dla cieczy, ani ciała stałego. Formacji The Black Ghosts udała się rzecz zupełnie niezwykła, potrafili elektropop przełomu dekady ozdobić ornamentami nietypowymi dla tego nurtu. Gdzie jest i odrobina liryzmu, odrobina subtelności, spokoju, ale jest w tym też jakaś nerwowość, elektroniczny podtekst. Gitara akustyczna pięknie współgra tu z syntezatorem, skrzypce z automatem perkusyjnym, liryczny śpiew z loopowymi zagrywkami aranżacyjnymi. Oczywiście twórczość tej formacji mieści się w typowych zawiasach tej stylistyki, nie wyprzedza epoki, nie wymyśla prochu, to po prostu taniec, niedrogi syntezator i świetne melodie. Sporo fajnej zabawy, ale ilekroć puszczam Full Moon przenoszę się do innej krainy. Magicznej. Każdy artysta marzy o stworzeniu takiej piosenki. 




Koszyk średni:
The Flys - Afraid
Rok 1999

Zaczyna się niepozornie I tak w sumie też trwa, lekko, bezpratensjonalnie, słodko, fajnie. Ta piosenka kroczy z uśmiechem na twarzy ale nie brakuje na niej zastanowienia. W pewnym momencie muzyków rozpiera pozytywna energia i udziela się to każdemu słuchaczowi. Ma w sobie coś z grunge’u i popu. Przesycona jest psychodelią i znakomitą szkołą gitarowego pinkania. Płyta Holiday Man jest okraszona takim klimatem. What You Want ma w sobie coś ze Stone Temple Pilots, She's So Huge ociera się o stylistykę Sponge, z kolei rewelacyjne Got You (Where I Want You) przypomina Everclear, The Family funkuje jak Supergroove, ciekawa formacja, która oczywiście w Europie nie zaistniała. 




Koszyk Ciężki:
Adema - Freaking Out
Rok 2002

Adema to typowy przedstawiciel ciężkiej muzyki przełomu tysiąclecia, trochę nu-metalowej energii spod znaku Taproot, czy wczesnego Linkin’ Park, szczypta agresji typowej dla wczesnego 12 Stones albo Soil, melodyka typowa dla Earshot czy Trapt. To były dobre czasy dla ciężkiej muzyki. Aż roiło się od ciekawych kapel, niektóre miały naprawdę sporo do powiedzenia, debiutancka płyta Ademy zasilała pierwszą ligę tego nurtu, wspaniałe słuchało się takich hitów jak Pain Inside, Giving In czy The Way You Like It, każdy z nich jest po prostu niesamowity. Nie wiem co się stało potem, w drugiej połowie lat 2000 – kompletna katastrofa. Dziś muzyka ciężka nie istnieje. Totalnie nie żyje. Potrzeba mesjasza. 




Laurka:
Elvis Costello - The Other Side Of Summer
Rok 1991