czwartek, 22 marca 2012

Odsłona 38 - Pijacka Logika

Koszyk średni:

Keane - Bend And Break

Zupełnie przypadkowo, bo w przeddzień wydania nowego krążka, maszyna losująca wskazała Brytyjczyków z Keane. Formacja dość nierówna i budząca przeróżne reakcje, czasem wpływająca na koszmarne mielizny i uciekająca się do oczywiście przeciętnych i wątpliwych artystycznie rozwiązań. Czasem ich muzyka budzi wrażenie, że muzycy powtarzają te same schematy w kółko i można odnieść wrażenie, że się jest robionym w balona. Czym tu się zachwycać? Bo ani wokalista nie jest mega fachowcem ani mega artystą, ani to nie jest jakaś specjalnie wyrafinowana muzyka, ani teksty, ani… Tylko tyle, że ja mam do nich słabość, zawsze ceniłem ich za przepiękne melodie, za świetnie brzmiące instrumentarium i za rozmach. Bend And Break jest taką wisienką na torcie – przepiękna piosenka, cudownie zaśpiewana, zagrana, coś czystego, coś nieuchwytnego, coś nie stworzenia przez statystycznego artysty-grajka. Takie małe arcydzieło. 





Koszyk lekki:

The Fat Lady Sings - Drunkard Logic

Jedna z najbardziej niedocenionych kapel popowych jakie znam, śmiem twierdzić, że mogliby osiągnąć coś na kształt sukcesu, gdyby tylko pokierował nimi ktoś sensowny z branży. Tyle tylko, że Irlandczycy nie grają specjalnie komercyjnej muzyki, ani nośnej, ani kontrowersyjnej, ani wykręconej. Taka grzeczna muzyka z pogranicza popu i rocka. Silnie osadzona w południu muzyki Amerykańskiej, mająca w sobie coś z klimatu Angielskiego pop-rocka z połowy lat 90 tych, ze świetnym wokalistą wyśpiewującym kapitalne, niezapomniane melodie, każda ich piosenka jest boska. Cóż przepadli – ale nie ma się czemu dziwić, ważne, że ja ją wyłuskałem z czeluści świata muzycznego. I tym się chełpię, bo to przepiękne piosenki. 









koszyk ciężki:

Toadies - Possum Kingdom

Possum Kingdom brzmiał swego czasu tak niesamowicie, ze można było drzeć z głowy włosy i pytać, jak oni to zrobili? Banalnym, wyświechtanym riffem z tzw. potknięciem; prościutkim, kroczącym rytmem i leniwym postgrungeo’wym sposobem śpiewania. Tyle tylko, że to było dopiero otwarcie, bo dalej czaił się mroczny, pełen lęku Tyler, gdzie gitary jęczą, piszczą, miałczą i wszystko zlewa się w jakiś przepiękny sos, dalej jest narkotyczny i pełen dziwnej, psychodelicznej energii Paper Dress, przypominający dokonania Pearl Jam, jest rock’n’rollowy I Come From The Water, słowem pełnokrwista muzyka rockowa. Oczywiście oczekujący niespotykanych aranżacji, niebotycznych melodii i wywalonych w kosmos przebojów, się srodze zawiedzie, bo to muzyka pełna paranoi, choroby, dziwna i w swej schizofrenii na swój sposób piękna. 



http://www.mycharts.pl/forumdisplay.php?fid=111 

wtorek, 6 marca 2012

Odsłona 37: Sąsiedztwo

Koszyk Średni:


Arcade Fire - Neighborhood #3 (Power Out)


To od początku było niesamowite zjawisko. Jakieś nieuchwytne dla poszukiwacza szufladek i nie do zniesienia dla miłośnika spójnej estetyki. Oczywiście na trzeciej płycie to wszystko stało się mocno wyszlifowane i spójne, ale straciła na tym wszystkim spontaniczność, z jaką obcowaliśmy na debiucie. Taka spontaniczność była znakiem rozpoznawczym Talking Heads i w pierwszych momentach miałem wrażenie, że Arcade Fire są spadkobiercami talentu Byrne’a w najpełniejszym tego słowa znaczeniu. Arcade Fire kapitalnie odnajdują się w folk-rockowych klimatach (Wake Up), doskonale rzeźbią w masie zimnofalowego klocka z lodu (Black Mirror), cudownie łkają na modłę postpopu spod znaku Modest Mouse (Neighborhood #2 (Laika)). To bardzo solidna kapela, która mimo przebojowość stawiała na dalszej pozycji, dla niej podstawą tworzenia był klimat, dobry tekst, jakaś elegancja. Ja zawsze wolałem bardziej wykoślawione oblicze – nieco ironicznie podniosłe Rococo, rock’n’rllowe Month Of May, czy mające w sobie coś z klimatu wspomnianych Modest Mouse Neighborhood #3. I choćby z powodu nadmiaru elegancji całokształt twórczości AF odbieram jako lekkie rozczarowanie. 









koszyk Lekki:


Gorillaz – Doncamatic (All Played Out)


Gorillaz to formacja niezwykła, niezwykłość jest w stanie potwierdzić każdy człowiek na tym globie. Bo jaką kapelą może być ekipa skrzyknięta przez Damona Albarna? Gorillaz w sposób kompletnie nonszalancki, zwariowany łączy w spójną papkę totalnie odległe od siebie światy. Na jednej płycie spotyka się grupa muzyków hiphopowych, soulowych, metalowych, folkowych jako maskotki w teledyskach tworzą w tym garncu zupełnie niesamowity miszmasz, mający cechy spójności. W to wszystko wlewa się seria zwariowanych pomysłów aranżacyjnych i wykonawczych made by Albarn. Każda piosenka zaśpiewana, zagrana, wykonana jest z myślą, z pasją, z niespotykaną radością. Na najlepszy kawałek wybrałem ku zaskoczeniu wielu piosenkę nietypową dla nich. Zaśpiewana przez Daley’a – popowego wokalistę, o słodkiej i nieco dla wielu pretensjonalnej w gruncie rzeczy barwie głosu. Towarzyszy tej piosence niesamowicie udany obraz, kapitalny podróż podwodna do plastykowej wyspy. To jest dowód na to, że dla Damona nie ma rzeczy niemożliwych. Doskonały pop wyzuty z jakichkolwiek barier i konwenansów – świadectwo, że są na świecie ludzie nie bojący się prawdziwych wyzwań. Oczywiście kocham wiele innych piosenek Gorillaz, ale Doncamatic jest dla mnie zaskoczeniem każdego dnia. 






Koszyk ciężki:


Saliva - After Me


Saliva właściwie istniała tylko na debiucie, kompletnie wyjebistym rockowym łojeniu, skocznym, rześkim i porywającym. Cała płytka najeżona była świetnymi melodiami, niebanalnymi zabiegami aranżacyjnymi, aż zimno robi się od brawurowej rock,n,rollowej zabawy na pograniczu kiczu i całusa w pośladki. Click Click Boom – bodaj największy hit z tego krążka ma w sobie coś z zadymy, Your Disease – to jakieś wkurwienie, właściwie każda piosenka to wymierzony w zły świat środkowy palec. Ja wybrałem After Me – zupełnie z innej bajki, bliżej im tutaj do stylistyki Flaw czyli melodyjnego, pełnego zadumy i jakiejś refleksji protest songu. Tam emocje są artykułowane inaczej, środkiem wyrazu jest niepokój i konsternacja. Generalnie Saliva jako całokształt to kompletnie beznadziejna kapela, grająca sztampę, ale powalającego debiutu nikt im nie odbierze.